Informacje

Informacje:
1. Częstotliwość dodawania nowych rozdziałów to ok. co dwa dni.
2. Byłoby miło, gdybyście komentowali. Więcej komentarzy = szybciej opublikowany nowy rozdział.
Komentować może każdy, nawet anonimowy użytkownik, BRAK weryfikacji obrazkowej!:))
3. Jeśli jednak nie chce Ci się komentować, przynajmniej oceń rozdział (na dole posta). Dziękuję. x
4. Na stronie "Bohaterowie.." możesz zobaczyć jak wyglądają postacie w opowiadaniu. Zachęcam do systematycznego odwiedzania strony, gdyż jest ona aktualizowana z każdym rozdziałem.
5. Chcesz być informowany/a o nowych rozdziałach? NAPISZ na stronie 'Informowani'! Najlepiej, jeśli podasz nazwę twittera (np. @little_while) :)
6. Zamiast spamować pod rozdziałem, podaj link do swojego bloga na stronie "Polecam". Jeżeli ktoś zechce, chętnie odwiedzi Twojego bloga i będzie to bardziej skuteczne, gdyż będzie wiedział gdzie szukać adresu. x
7.W razie jakichkolwiek pytań, piszcie do mnie na twitterze: @little_while
8. Informacje stąd będą aktualizowane i czytając je, będziecie na bieżąco.

Każda Wasza opinia (w formie komentarza lub oceny) jest mile widziana:)


Aktualizowano: 02.08.2013r. 00:58

29.08.2013

Thirteen. Part 1.

<proszę, przeczytaj notkę na dole>

-Będziesz się ścigać tym Audi? – zapytałam z niedowierzaniem, obserwując jak zamyka drzwi i zapina pasy.

-Tak? – odpowiedział, a raczej zadał pytanie. Nie mogłam uwierzyć.

-Żartujesz?! On może mieć coś… typowo wyścigowego, dobrego, nawet lepszego niż to zielone Mitsubishi. – dramatyzowałam, gestykulując dłońmi. Zayn patrzył na mnie jak na idiotkę. Czy on naprawdę nie rozumie?

-Znasz się na samochodach? – uśmiechnął się ironicznie. No następny?! Czy to naprawdę takie dziwne? Byłam strasznie zdenerwowana i nie zawahałabym się go uderzyć. Nie mógł być poważny?

-Wysiadam. Nie chcę brać w tym udziału. – stwierdziłam i zamierzałam wysiąść, gdy nagle Zayn złapał mnie za nadgarstek. –Co? – spojrzałam na niego.

-Serio? Wolisz jechać z Benem, który będzie się na Ciebie napalał i obmacywał? – uniósł brew, patrząc na mnie wyczekująco. Napalał i obmacywał? Przypomniało mi się, gdy objął mnie ramieniem. Boże, to było straszne. Jechało od niego alkoholem i miał w oczach coś, co wywoływało u mnie strach.

-Ok. Zostaje. – stwierdziłam, siadając wygodnie i zapięłam pas.

-Pojedzie Toyotą Suprą, tą pomarańczową, która z nami przegrała. – wytłumaczył, siadając prosto na swoim siedzeniu, uwalniając przy tym mój nadgarstek z opiekuńczego uścisku, który wywołał u mnie przyjemne dreszcze, ale wszystko co dobre, szybko się kończy.

-Nie mamy szans. Przecież ona jest tak odpicowana, że… - przerwałam, starając się kojarzyć fakty. Zerknęłam na niego ukradkiem. –To nie jest zwykły samochód. Masz nitro*, prawda? – zapytałam, pewna jego odpowiedzi. –Gdzie? – dodałam, gdy na jego twarz wkradł się uśmieszek.

Ściągnął plastik, zakrywający przyciski umieszczone między naszymi siedzeniami. Zaśmiałam się z niedowierzaniem. Jak mogłam uważać, że chciałby się ścigać normalnym samochodem?

-Boisz się? – zapytał nagle, lustrując mnie wzrokiem. Zdradziły mnie moje drżące dłonie?

-Powinnam? – popatrzyłam prosto w jego oczy, które uspokoiły mnie.

-Jak myślisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Miał spokojny wyraz twarzy. Wewnątrz również był tak opanowany, czy musiał walczyć ze sobą, by nie dać mi powodu do obaw?

-Dlaczego to robisz? Możesz stracić ten samochód. Chodziło mu o mnie..

-Po prostu przestań gadać i trzymaj się mocno. – rzekł chłodnym tonem, siadając prosto i odpalił samochód.

*

-Możesz otworzyć oczy. – usłyszałam rozbawiony głos. Nie byłam pewna, czy powinnam wykonać polecenie. Niemalże ja i fotel stanowiliśmy jedność, gdy prędkość, z jaką jechaliśmy wbiła mnie w siedzenie. Początkowo delektowałam się szybkością i adrenaliną, jednak po tym, jak licznik wskazał 200 km/h i Zayn włączył nitro*, zdecydowałam się zamknąć oczy. To było za dużo jak na pierwszy raz. Bałam się. Panicznie.

„Będzie. Dobrze. Zayn wie co robi, nie będzie dachował. Przeżyjemy”, wciąż powtarzałam sobie w myślach. Niepewnie otworzyłam jedno oko i dyskretnie się rozejrzałam. Spojrzałam na Zayna, który stał przy otwartych drzwiach samochodu, wyciągając do mnie rękę. Nie krył tego, że moje zachowanie go rozśmiesza.

-Żyjemy? – rzuciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. To właśnie skutki zdenerwowania: mówię co mi ślina na język przyniesie.

Zayn roześmiał się, a ja zmierzyłam go groźnie. Ja byłam cholernie przerażona, a on miał czelność się ze mnie śmiać. Palant.

-Wygraliśmy? – zapytałam po chwili, gdy wygramoliłam się z samochodu. Na odpowiedź nie musiałam czekać. Wokół samochodu zaczęli gromadzić się pijani, dobrze bawiący się ludzie i zaczęli gratulować Zaynowi. Więc wygrał. Nie stracił Audi. Zyskał nawet Toyotę. O ile dobrze pamiętam, że taka była umowa.

Niektórzy przytulali mnie i przybijali mi „piątkę”, gratulując wygranej. Dobrze się bawili. Szkoda, że nie jechali po raz pierwszy samochodem wyścigowym z nieobliczalnym facetem, który kiedyś dachował i zawrotna prędkość nie wbiła ich w siedzenia. Ciekawe, czy wciąż by się tak cieszyli. Dobra, może trochę przesadzam, ale bałam się, że coś się stanie.

-My? – uniósł brew ironicznie, uśmiechając się przy tym idiotycznie. –Z tego, co pamiętam, to Ty siedziałaś tam…

-Dobra, Ty. Ty wygrałeś. Nie kończ. – przerwałam mu. Nie chciałam, by wyszło na jaw, że panicznie się bałam i nie patrzyłam na drogę. To trochę… krępujące.

-Miałeś farta, Malik. Ta dziewczyna chyba przynosi szczęście. Może rewanż. Ale tym razem jedzie ze mną? – zaproponował Ben, stojąc tuż obok mnie. Automatycznie odskoczyłam na bok, a Zayn znów znalazł się obok mnie.

-Nie możesz pogodzić się ze stratą auta, hm? – zakpił brunet, zakładając ręce na piersi. –Zbyt wysokie ego i przegrana zabolała? – droczył się z nim dalej.

-Jeszcze się odegram, Malik. Do następnego razu. Nie będzie Ci do śmiechu. – ostrzegł. Mrugnął do mnie, uśmiechając się zalotnie-obleśnie i oddalił się. Pewnie nie chciał kłócić się przy tych wszystkich ludziach, którzy przysłuchiwali się wymianie zdań.

Ale co miało znaczyć, ze się odegra i nie będzie mu do śmiechu?

Będzie następny raz?



*Nitro - potoczna nazwa podtlenku azotu używanego jako "dopalacz" samochodowy.


_________________
Hej, przepraszam, że czekaliście tak długo. Jednak mam wytłumaczenie.
Po pierwsze: przygotowania do szkoły.
Po drugie: w niedzielę wyjeżdżam do Internatu i musiałam wszystko pozałatwiać (będę załatwiać jeszcze jutro).

I co do drugiego powodu, nie wiem, co będzie dalej. Od niedzieli zamieszam w internacie. Od poniedziałku zaczyna się rok szkolny, a ja idę do liceum, gdzie jest wysoki poziom. Więc przyszłość tego opowiadania jest wciąż niepewna.... Zobaczę, co będzie dalej.

PS Czy ktoś z Was robi szablony na blogi? Zamówiłam jeden ponad 3 tygodnie temu i wciąż go nie mam. Proszę, napiszcie do mnie na twitterze w tej sprawie. (@little_while)

Kocham Was. xox

20.08.2013

Twelve.


-Hej! – pisnęła Danielle, wchodząc do pokoju.

-Hej. – odpowiedziałam ciepło i podeszłam do niej, by przytulić ją na powitanie.

-Przyniosłam trochę kosmetyków, żeby się solidnie przygotować. – posłała mi uroczy uśmiech, wskazując na spory, czerwony kuferek, który trzymała w dłoni.

-Och, ok. Ja też coś tam mam. – odwzajemniłam uśmiech, przypominając sobie o niewielkiej kolekcji przedmiotów, za pomocą których można stworzyć świetny makijaż.

-Wszystko dobrze? Kiepsko wyglądasz. – stwierdziła po chwili, dokładnie mi się przyglądając.

-Um… Nie spałam zbyt dobrze. Ale poza tym wszystko świetnie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Przynajmniej co do pierwszej części wypowiedzi. Do drugiej powinnam dodać „Aktualnie”, bo było fatalnie i nie wiem jak długo będę potrafiła grać, że sprawy mają się dobrze. –Od czego zaczynamy? – dodałam po chwili, by zmienić temat. Nie chciałam rozmawiać o swoim samopoczuciu, bo znów mogłoby coś we mnie pęknąć, jak dzisiejszej nocy, którą prawie całą przepłakałam. Znów.

-Co ubierasz? – zapytała, kładąc kuferek na komodzie.

-Nie mam pojęcia. Nigdy jeszcze nie byłam na… - próbowałam jakoś sensownie to ująć. Zrobiłam przerwę, by się zastanowić. Na szczęście po chwili udało mi się odpowiednio dobrać słowa. - wydarzeniach tego typu, więc nie wiem, co powinnam ubrać. – dokończyłam, wzruszając ramionami. Czysta prawda. Szczerze, miałam nadzieję, że Dan mi pomoże.

-Ok. Mogę zobaczyć, czym dysponujesz? – zaproponowała. Wiedziałam, że w tych sprawach mogę liczyć na jej pomoc.

-Jasne. Ta szafa. – wskazałam na mebel, otwierając duże, drewniane drzwi.

Danielle od razu zabrała się za przeglądanie ubrań porozwieszanych na wieszakach i poukładanych na półkach. Szafa ta była pojemna i aż dziwne, że wszystkie moje ciuchy się tam zmieściły.

-Proponuję to. – odwróciła się w moją stronę, trzymając w ręku czarne jeansowe szorty z wysokim stanem i czarną bluzkę na cienkich ramiączkach z koronkowymi elementami.

-Zdaję się na ciebie. – posłałam jej ciepły uśmiech. Szczerze cieszyłam się z wybranego stroju. Nie musiałam męczyć się w krótkiej spódniczce czy sukience, a fakt, że ubrania były koloru czarnego, sprawiał, że byłam jeszcze bardziej przekonana.

Danielle miała na sobie jasny bralet z kwiatowym motywem, na nim jeansową krótką kurteczkę oraz lawendowe szorty, co świetnie się razem komponowało. Domyśliłam się, że w takim stroju wybiera się tam, więc poszłam do łazienki i przebrałam się w to, co mi podała. Zdecydowałam też, że na wierzch założę czarną, sportową marynarkę. Nie wyobrażałam sobie ubrać nic innego poza tym kolorem.

*

-Jak żyje Ci się z chłopakami? – zapytała, gdy rozprowadzałyśmy niewielką ilość pokładu na naszych twarzach. Na szczęście lustro w łazience było na tyle duże, byśmy obie jednocześnie mogły się w nim przeglądać.

-Nawet dobrze. Nie narzekam. – posłałam uśmiech do jej lustrzanego odbicia.

-To świetnie. Wiesz, oni są normalnymi chłopakami, tylko… - przerwała, zabawnie gestykulując dłońmi, by odpowiednio dobrać słowa. Jednak nie tylko ja czasem nie mogę ubrać myśli w zdanie.

-Mają dziwną pracę? – powiedziałam niepewnie. O to jej chodziło?

-Właśnie. Praca zmusza ich do robienia czegoś złego, ale tak naprawdę są dobrymi facetami, którzy ciepło i troskliwie traktują przyjaciół. – mówiła spokojnym tonem, przeglądając się, czy równomiernie rozprowadziła kosmetyk. –Kredka, czy eye-liner? – zapytała podnosząc z brzegu umywalki dwa ołówki.

-Eye-liner. – zdecydowałam, biorąc kosmetyk, który mi podała. –Wiem. Są dla mnie mili i wspierają mnie. Doceniam to. – powróciłam do poprzedniego tematu, rysując kreskę na górnej powiece.

-Szanują kobiety. Nie ranią ich, nie bawią się ich uczuciami, jak inni w tym fachu. – kontynuowała. Nie wiedziałam w jakim celu opowiada mi o tym. Żebym nie bała się ich?

-Rozumiem. Aczkolwiek chyba tylko Liam jest w związku. Z tego co wiem. – powiedziałam, porównując kreski na moich powiekach. Były niemal idealnie równe. Byłam zadowolona ze swojej pracy.

-Zgadza się. Ale…

-Hej, dziewczyny? Jesteście gotowe? – przerwał jej głos Nialla, który prawdopodobnie wszedł do pokoju.

-Jeszcze moment. Kończymy makijaż. – krzyknęłam, informując go.

-Ok. Czekamy na was. – odkrzyknął Niall, a następnie wyszedł z pokoju.

-Chyba musimy się pośpieszyć. – rzekła Danielle, nakładając brązowe cienie na powiekę.

-Chyba tak. – potwierdziłam, tuszując rzęsy. Miałam nadzieję, że dokończy to, co chciała powiedzieć, ale nie doczekałam się.

Następnie rozprowadziłam odrobinę błyszczyku na ustach. Dan zaproponowała szminkę, ale odmówiłam. Poprawiłam włosy, które wcześniej zakręciłam na lokówce w naturalne fale i spojrzałam na efekt końcowy. Wyglądałam co najmniej dobrze. Jednak w porównaniu do Danielle, czułam się jak brzydkie kaczątko.

*

Jechaliśmy już kilkanaście minut pustymi, ciemnymi ulicami Bradford. W tej części miasta jeszcze nie byłam i strasznie mnie przerażała. Tutaj nie przyszłabym nawet za dnia z ochroniarzami czy policjantami. Miałam tylko nadzieję, że chłopcy zdają sobie sprawę w jakim miejscu jesteśmy i zapewnią nam bezpieczeństwo. Mówiąc nam, mam na myśli głównie Danielle i mnie, bo byłyśmy praktycznie bezbronne.

Znajdowałam się wraz z Danielle, Niallem, Louisem i Liamem, który był kierowcą, w samochodzie marki BMW. Za nami natomiast jechał Zayn i Harry w granatowym, sportowym Audi R8. Marzyłam o tym, by się nim przejechać, ale niestety nic z tego.

Chłopcy wciąż żywo rozmawiali o zbliżającym się wyścigu.

Wjechaliśmy w wąską, długą uliczkę, prowadzącą do wielkiego placu, tętniącego życiem. Głośna muzyka, dużo świateł, tłum dobrze bawiących się ludzi i kilka sportowych samochodów, o które opierali się, zapewne, ich właściciele. Ustaliśmy z boku, nieopodal uliczki, którą tutaj dotarliśmy. Wygramoliłam się z samochodu, dzięki pomocy Nialla, gdyż Dan ponownie zmusiła mnie do włożenia szpilek. Podziękowałam mu i rozejrzałam się dokładniej.

W oczy rzuciły mi się wytapetowane dziewczyny, ubrane w bluzki, a raczej kawałki tkanin, ledwie zasłaniające ich wyeksponowany biust i krótkie spódniczki, sięgające do mniej więcej połowy pośladków. Na jedno wyszłoby, gdyby przyszły w samych stringach, bo i tak wszystko było widać. Przy nich czułam się ubrana jak zakonnica. Jednak po chwili odnalazłam wzrokiem inne dziewczyny, ubrane bardziej… normalnie. Bogu niech będą dzięki.

Następnie całą swoją uwagę poświęciłam na podziwianie samochodów. Określenie ich fajnymi, odlotowymi lub genialnymi, to zdecydowanie za mało, by opisać ich niezwykłość. Były zdecydowanie cudami świata. Czerwony Dodge Charger R/T; zielone Mitsubishi Eclipse; pomarańczowa Toyota Supra i kilka innych. Skąd znam je wszystkie? Są to najlepsze, moim zdaniem, z samochodów wyścigowych, którymi interesował się Olly. To on wpajał we mnie wiedzę na temat motoryzacji, którą chętnie przyjmowałam. Nie przyznawałam się do tego, bo dziewczynie nie wypada…

-Robi wrażenie, nie? – skinął głową w stronę samochodów stojący obok mnie Louis. Nawet nie wiedziałam w którym momencie znalazł się tuż obok.

-Tak. Zdecydowanie. – mruknęłam, lekko się uśmiechając. Ile bym dała, żeby móc się przejechać takim czymś. Zawrotna szybkość, adrenalina… chciałam tego doświadczyć. Może kiedyś? Dziś przyszłam podziwiać.

-Ten zielony jest od nas. – wskazał na samochód, który poprzednio zwrócił moją uwagę.

-Ten Mitsubishi Eclipse? – zapytałam zaskoczona. Gdybym miała możliwość, właśnie na niego bym stawiała.

-Znasz się na samochodach? – bardziej stwierdził, niż zapytał. Był zszokowany. Czy to takie dziwne, że kojarzę kilka niezłych maszyn? Nawet oglądając filmy, można je zapamiętać. Poza tym nie powinien być w szoku, bo to chyba logiczne, że wiem więcej dzięki bratu.

-Powiedzmy. – rzuciłam, próbując odwrócić uwagę od mojej osoby i zainteresowań.

-Chyba się z tobą ożenię. – zażartował, śmiejąc się ze swojego stwierdzenia. Odpowiedziałam tym samym, rozglądając się za pozostałymi.

-Chodźmy. – polecił Zayn, wyprzedzający nas. Poszliśmy za nim.

*

Stałam oparta o zielony Mitsubishi Eclipse, który wygrał dzisiejszy wyścig. Właściwie wygrał go Noah, kierowca z „gangu” chłopaków. Nie wiem o co się ścigali, jednak mam podejrzenia, że o pieniądze, bo były jakieś zakłady. W sumie nie wnikałam w to. Wyścig był doprawdy ekscytujący i podobałby mi się bardziej, gdybym nie musiała stać z boku, tylko brałabym czynniejszy udział w jakiś sposób. Start i meta były tutaj, na tym ogromnym placu, a trasa przebiegała przez ulice Bradford.

Przyglądałam się z boku migdalącym się do chłopaków, zdzirowacie wyglądającym dziewczynom. Co one z siebie zrobiły? Przerażało mnie to. Albo nie, miałam ochotę zwymiotować tu i teraz. Jakaś klęska dla rodzaju żeńskiego. Wypiłam kolejny łyk piwa, które przyniosła mi Danielle. Zaraz później zniknęła gdzieś z Liamem. Jak ostatnio. Pozostali również, łącznie z Zaynem. Jak nie ostatnio. Muzyka wciąż grała i niektórzy tańczyli (czyt. ocierali się o siebie i tym podobne), jednak nic jeszcze się nie rozkręciło, bo wciąż oblewano zwycięstwo chłopaków.

-Everdeen? Veronica Everdeen? – dobiegł do moich uszu męski głos, na dźwięk którego po plecach przeszły mi ciarki. Odwróciłam się powoli w stronę jego źródła. Młody mężczyzna z blond czupryną, prawdopodobnie niewiele starszy ode mnie, stał niedaleko mnie, przyglądając mi się uważnie. –Siostrzyczka Olly’ego? – kontynuował, gdy nie odpowiedziałam. Podszedł bliżej i objął mnie ramieniem, również opierając się o samochód. Próbowałam strącić jego ramię, jednak bezskutecznie. Był zbyt silny. I czułam od niego alkohol. Tak w ogóle, to skąd on mnie do cholery znał, skoro ja go nie znałam?

-Puść mnie. – syknęłam, ponownie podejmując próbę uwolnienia się z jego uścisku.

-Buntowniczka. – uśmiechnął się idiotycznie, mrugając do mnie.

-Puść. – powtórzyłam, a słowo to było tak nasączone jadem, że mogłoby zabić wszystkich ludzi tu zgromadzonych. A były ich setki.

-Słyszałem co stało się z twoim braciszkiem. Przykro mi. – udawał zmartwioną minę, odbierając mi piwo, które wypił za mnie. –Teraz zostałaś sama. Nie ma kto się tobą zająć, więc jeśli chcesz, to ja mogę się tobą zaopiekować. – szeptał przesadnie słodkim głosem, bawiąc się końcówkami moich włosów.

Zirytowana wbiłam szpilkę w jego stopę i korzystając z okazji, że poluźnił uścisk, wyrwałam się z jego objęć, odchodząc o kilka kroków. Jak dobrze, że dałam się namówić na te buty…

-Co do cholery?! To boli! – wrzasnął i kierował się w moją stronę, zaciskając pięści. Psychicznie przygotowywałam się na to, że może mnie uderzyć, czy cokolwiek, jednak na jego drodze, tuż przede mną stanął Zayn. Skąd on się tutaj wziął? Cofnęłam się o kolejne dwa małe kroki.

-Zostaw ją, Ben. – rzekł oschłym tonem, a jego sylwetka naprężyła się.

-Malik obrońca uciśnionych? – zakpił, jak się okazało, Ben, przemieszczając się w bok, by mieć mnie na widoku. –Zaoferowałem jej opiekę, bo jest tutaj sama. Biedactwo. – przechylił głowę, lustrując mnie od głowy do stóp, a na jego ustach malował się chamski grymas. Miał zamiar zmniejszyć dzielącą nas odległość, która wydawała mi się zbyt mała, bo dzieliły nas jakieś dwa metry, ale Zayn zatrzymał go, kładąc rękę na jego torsie, którą Ben od razu strącił.

-Nie radzę. Jest z nami. Nie potrzebuje twojej opieki. – syknął, zerkając na mnie, jakby chcąc się upewnić, czy wszystko w porządku. Stałam tam sparaliżowana. Nie było w porządku. Przeraził mnie ten facet. W jego spojrzeniu było coś, co wzbudzało we mnie strach.

-Z wami? – uniósł brwi, jednocześnie krzyżując ręce na piersi i patrzył w moim kierunku.

-Czegoś nie zrozumiałeś w mojej wypowiedzi? – rzucił Zayn, przyglądając mu się z irytacją. Schował dłonie do kieszeni skórzanej kurtki i czekał na odpowiedź. Lub na to, że sobie pójdzie.

-Mam pomysł. Ścigajmy się o nią. – powiedział nagle Ben, a mnie totalnie zamurowało. On. Chce. Się. ścigać. O. mnie. Czy ja dobrze zrozumiałam? Czy tutaj chodzi o mnie? Mylę się, prawda? Malik spojrzał na mnie równie zdziwiony. Posłałam mu przerażone spojrzenie.

-Oszalałeś? – wycedził nagle, niedowierzając.

-Ścigajmy się o nią. – powtórzył. - Jeśli ja wygram, jest moja, jeśli ty – twoja. – wzruszył ramionami, cwaniacko się szczerząc.

-Ona nie jest przedmiotem, idioto. – zbulwersował się, przeczesując nerwowo włosy. Chciałam krzyknąć, nie zgodzić się, uciec, walnąć go w twarz… ale po prostu stałam tam sparaliżowana i czekałam na to, co miało się stać.

-Boisz się, że przegrasz? To w końcu dwa lata. Wyszedłeś z wprawy? – mówił ironicznie Ben, starając się trafić w czuły punkt. –Daj spokój, to tylko dziewczyna. Martwisz się, że stracisz dziwkę do pieprzenia, czy o to, że ze mną przegrasz i stracisz swój honor? – kontynuował, zbliżając się do niego, by stanąć z nim twarzą w twarz.

-Ona nie jest dziwką do pieprzenia. – krzyknął, odpychając go z całych sił. Ben stracił równowagę i upadł na ziemię. Prawdopodobnie nie spodziewał się takiej reakcji. Wstał szybko, a Zayn uderzył go w szczękę. Podbiegłam do niego i chwyciłam go za ramię, gdy chciał to zrobić drugi raz. Znów mogłam wydawać polecenia swojemu ciału, a nie tylko bezczynnie stać.

-Nie warto. – powiedziałam, patrząc mu głęboko w oczy. Nie widziałam nic innego oprócz złości, ale po chwili jakby wyparowała, a jego rysy twarzy złagodniały. Skinął głową, prawdopodobnie dochodząc do tego samego wniosku.

Spojrzeliśmy na Bena, który trzymał się za miejsce, w które oberwał i zaczął chichotać.

-Boisz się, że przegrasz, Malik. Czyżby historia mogła się znów powtórzyć? – przekręcił głowę, uważnie przyglądając się jego rysom twarzy, które znów stały się ostre.

-Ścigajmy się. O samochód. – powiedział nagle niskim, chłodnym tonem. Chciał zadowolić publikę, która przyglądała się całej tej sytuacji i pokazać, że nie boi się przegranej, czy zrobił to z innego powodu?

-Ale ona jedzie ze mną. – wskazał na mnie, wyciągając do mnie swoje łapsko. Automatycznie cofnęłam się, a Zayn chwycił za mój nadgarstek.

-Nie. Jedzie ze mną. – zadecydował, nie odrywając wzroku od blondyna.

-Zaczynajmy. – klasnął w dłonie Ben, po czym poinformował wszystkich dookoła o nowym wyścigu. Zayn prowadził mnie do granatowego Audi R8, którym przyjechał z Harrym. Co prawda chciałam się przejechać, ale te okoliczności mnie przerażały. Miałam brać udział w tym wyścigu jako pasażerka jednego z samochodów?

-O jakiej historii on mówił? Co ma się powtórzyć? – nagle odzyskałam głos.

-Ostatnio ścigałem się dwa lata temu. – rzekł, otwierając drzwi od strony pasażera i kazał mi usiąść.

-D-dwa lata? – wyjąkałam. To strasznie dużo czasu. jeśli faktycznie wyszedł z wprawy….

-Skończyłem z tym, kiedy dachowałem podczas wyścigu. – wypalił nagle.

O kurwa.



________________
oto dwunasty rozdział. przepraszam, że tak długo go nie dodawałam. mam nadzieję, że to nie zniechęciło Was do czytania tego fanfiction. ;c
co sądzicie o rozdziale? nie jest trochę... dziwny? kiepski?
dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. x

do następnego. x

13.08.2013

Eleven.

*Veronica’s POV*

Wiele spraw pozostało niejasnych. Po pierwsze, dlaczego dziadek zostawił mi ten spadek, skoro widziałam go z trzy razy w całym moim życiu i nie utrzymywałam z nim kontaktu. Po drugie, skąd mój ojciec miał u siebie w domu list zaadresowany do mnie. Po trzecie, czego chłopcy szukali w jego domu. Po czwarte, czy znaleźli go przypadkowo, czy wiedzieli że on tam jest. Po piąte, co teraz ze mną będzie? Miałam jeszcze milion innych pytań i wątpliwości. Totalny bałagan pozostał w mojej głowie. I czułam, że na większość z nich nie poznam odpowiedzi. Sama nie wiem, czy chciałam znać odpowiedź…

Leżałam na łóżku i czułam się okropnie. Moje życie stało się jakimś cholernym kiepskim filmem. Potrafiłam wytrzymać naprawdę wiele, ale to było dla mnie zbyt dużo. Coś we mnie pękło i silna natura zniknęła. To wszystko, co stało się w ciągu kilku ostatnich dni, przerosło mnie. Nie potrafiłam udawać, że jest dobrze, bo nie było. Nic. Śmierć brata. Pojawienie się ojca. Odkrycie jego nieszczerych intencji. To naprawdę moje życie? Czy tylko sen? Niech mnie ktoś z niego obudzi…

Płakałam już tak długo, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nadal to robię. Ponownie uciekłam od chłopaków z salonu. Nie lubię, gdy ktoś widzi, że płaczę. Może byłam po prostu zbyt długo silna i teraz muszę odreagować? Niemniej jednak czuję się idiotycznie, że wylałam tyle łez. I wciąż to robię.

Czułam się cholernie samotna. Nie pozostał już nikt, na kim mi zależało. Zaczęłam bać się życia. Wszystko mnie przerażało, bo od tamtej chwili musiałam stawić czoła sama temu wszystkiemu. Podejrzewałam, ba byłam pewna, że nie dam sobie rady. Jak miałam zaufać komuś, skoro nawet mój ojciec mnie okłamał? Nie ufałam nawet sobie. Powoli zanikałam prawdziwa ja, zamykałam się w sobie. Gdzie podziała się ta dziewczyna sprzed kilku miesięcy, potrafiąca cieszyć się życiem? Czułam się pusta, jakbym była zupełnie wyprana z uczuć. Chciałabym zniknąć stąd, z tego miasta, z tego życia, nawet z mojego dotychczasowego ciała. Czułam się tutaj jak intruz. W sumie sama już nie wiedziałam kim byłam i czego tak naprawdę chciałam. Chyba powrotu do przeszłości i dotychczasowego życia z moim bratem. Nie radziłam sobie z obecną sytuacją. Cały mój świat się zawalił. Najgorsze było to, że nie mogłam nic z tym zrobić. Tegoroczne wakacje to piekło.

*

Przez dwa kolejne dni nie opuszczałam mojego łóżka z wyjątkiem wizyt w łazience. Straciłam rachubę czasu i wydawało mi się, że minął tydzień.. lub dwa. Na przemian płakałam i zasypiałam wykończona psychicznie, po jakimś czasie budziłam się z koszmarów i znów płakałam, by zmęczona tą czynnością ponownie wpaść w objęcia Morfeusza i obudzić się poprzez koszmar. Byłam w jakimś błędnym kole. Chłopcy kilkakrotnie próbowali ze mną pogadać, ale jedyne, co otrzymywali z mojej strony to cisza lub zwrot „Chcę zostać sama”. Przynosili mi coś do jedzenia, pocieszali mnie. Próbowali do mnie dotrzeć. Jednak bez skutku. Wszystko, co robili, było skazane na klęskę. Nikt nie odniósł sukcesu i nikomu nie powiedziałam, co się ze mną naprawdę dzieje. Czułam się, jakbym była uwięziona w moim ciele i tak szczelnie opatrzona rozpaczą, że prawdziwa ja nie mogła nic z tym zrobić, choć głucho krzyczała ze środka, by zostać uwolniona. Wszystko mnie przerosło. Po co miałam to zmieniać. I tak tkwiłam w martwym punkcie. Chciałam być sama. Musiałam sobie wszystko poukładać. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Olly odszedł w tak tragiczny sposób. Na zawsze.

*

Kolejny dzień na pierwszy rzut oka nie przyniósł żadnych zmian. Wciąż czułam się wrakiem człowieka. Jednak jak długo mogłam się w taki sposób ukrywać przed światem? Ile mogłabym tak przetrwać? Czułam się słaba, bo przez ponad siedemdziesiąt dwie godziny nic nie zjadłam. Nie tknęłam nic, co przynieśli mi chłopcy.

Ociężale podniosłam się do pozycji siedzącej. Wzięłam z szafki nocnej talerz z kanapkami z serem, ogórkiem i pomidorem. Zjadłam dwie. Były smaczne i moje kubki smakowe wydawały się zadowolone. Żołądek również ucieszył się z porcji jedzenia. Dopiero teraz rozejrzałam się po pokoju i dostrzegłam pudła. Dużo pudeł. To te, w których znajdowały się rzeczy z domu… Musieli je przynieść, kiedy spałam. Dlaczego zrobili dla mnie tak wiele? To część dotrzymywania obietnicy, danej mojemu bratu?

Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i podeszłam do lustra. Wpatrywałam się w swoje odbicie i nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. To naprawdę byłam ja? Jakiś czas temu wyglądałam… lepiej. Czerwone, zapuchnięte oczy. Zmęczona, blada twarz. To było straszne. Nie poznawałam siebie.

Związałam mokre włosy w wysoki kucyk. Postanowiłam zająć się rozpakowywaniem rzeczy, by zająć czymś myśli i nie dołować się ponownie. Ostatnie dwa dni były straszne. Nie chcę znów bezsilna leżeć w łóżku i po prostu płakać. Jednak to, co działo się z mojej perspektywy nie mogło równać się temu, jak widzieli to chłopcy. Co oni mogli sobie o mnie pomyśleć? To musiało być przerażające.. Mówili do mnie, a ja zamknęłam się w sobie i płakałam. Nie byłam pewna, czy mogłam im zupełnie zaufać. Wiedziałam, że chcieli mi pomóc, ale po tym wszystkim z moim ojcem… Sami rozumiecie. Zdecydowanie moją największą wadą była naiwność.

Podeszłam do pudeł z moimi ciuchami i zaczęłam układać je w dużej, pojemnej szafie. Świetnie, że pomyślałam o podpisaniu na wierzchu, co gdzie się znajduje.

-Co u ciebie? Pomóc? – usłyszałam głos Liama. Odwróciłam się w jego stronę. Nie słyszałam nawet, że wszedł.

-Nie, dzięki. – mruknęłam i wróciłam do wcześniejszego zajęcia. Mój głos wydawał się strasznie dziwny. W końcu ostatnio mało się odzywałam i jeszcze ten płacz…

-Martwiliśmy się. I wciąż martwimy. – powiedział, zbliżając się. Spojrzałam na niego. Biło od niego ciepło i troska. Był opiekuńczym facetem. Przypominał mi pod tym względem Olly’ego.

-Nie macie o co. Już jest wszystko ok. – zapewniłam go, posyłając najmilszy uśmiech, na jaki było mnie stać.

-Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć? – upewnił się. To poruszyło moje serce. Mogłam liczyć na ich pomoc. Więc nie zostałam sama. Miałam jeszcze ich.

-Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – szepnęłam wystarczająco głośno, by usłyszał. Uśmiechnął się ciepło.

-Wiesz, my musimy wyjść… do pracy. Chcesz, by zadzwonić po Danielle? – zapytał niepewnie. Do pracy? Nie wiedziałam, co miał dokładnie na myśli, mówiąc praca. Ale domyśliłam się, że nie powinnam znać szczegółów. W sumie im mniej wiedziałam, tym lepiej spałam.

-Nie trzeba. Muszę to rozpakować. Dam radę. – zapewniłam go. Miałam nadzieję, że odpuści i będę mogła zostać sama.

-Jesteś pewna? – jego głos zdradzał, że miał wątpliwości. W sumie ja też je miałam, ale chyba potrzebowałam jeszcze odrobinę samotności.

-Tak. – potwierdziłam.

W razie potrzeby podał mi telefon do niego i do Danielle, gdybym czegoś potrzebowała. Doceniałam to.

Znów zabrałam się za rozpakowywanie pudeł. Postanowiłam, że ubrania Olly’ego zostaną nietknięte i położyłam je na szafę, co kosztowało mnie wiele trudu, by tam dosięgnąć.

Po wielogodzinnej pracy, w końcu opróżniałam kartony i poczułam się prawie jak u siebie. Przez to wszystko zapomniałam o telefonie komórkowym i laptopie, które dopiero teraz uruchomiłam.

Nie spodziewałam się żadnych wiadomości. W końcu były wakacje, każdy gdzieś wyjechał. A ja nie należałam do osób z wielkim gronem przyjaciół. Czasem utrzymywałam kontakt z kilkoma znajomymi, ale nie byli oni mi bardzo bliscy i nie powierzałam im każdego mojego sekretu. Spędzaliśmy ze sobą co jakiś czas kilka chwil, trochę rozmawialiśmy i to na tyle. Tak jak się spodziewałam, zero wiadomości. Nawet gdybym je miała, nie odpisałabym, bo nie miałam nic na koncie.

Dzięki dostępowi do bezprzewodowego Internetu przejrzałam ogólnie facebook’a i twitter’a. Wszędzie mnóstwo zdjęć z wakacji. Wszędzie opis, jakie one są wspaniałe. Jednak nie dla mnie. Postanowiłam wyłączyć laptopa, bo nie chciałam tego oglądać. Rzuciłam go na łóżko i głośno westchnęłam.

*

Smażyłam ostatnią partię naleśników dla chłopców. Niedawno im obiecałam, że je przygotuję. Jako, że chciałam się czymś zająć, by nie myśleć o niczym, co znów doprowadzi mnie do płaczu, wydawało mi się, że to idealne zajęcie. Na dodatek wcześniej znalazłam potrzebne składniki, więc wydawało się to dobrym  pomysłem. Włączyłam radio. Leciało akurat „Gym Class Heroes - Stereo Hearts ft. Adam Levine”, więc cicho nuciłam słowa piosenki. Krzątanie się po kuchni działa na mnie kojąco. Zwłaszcza po dobrze umeblowanej i przestronnej kuchni. Zastanawiałam się kto urządził ich dom. Był przytulny i jednocześnie przestronny i nowoczesny. Podobało mi się tutaj.

Usłyszałam odgłos przekręcanego klucza w drzwiach wejściowych, które po sekundzie otworzyły się i dom wypełniły wesołe głosy chłopaków. Weszli do kuchni i zamurowało ich. Patrzyli na mnie, jakby zobaczyli ducha. Było coś nie tak z moim kokiem? Ubrudziłam czymś czarną bokserkę lub szorty? Czy to obraz mnie smażącej naleśniki jest taki…zdumiewający?

-Jesteście głodni? – przerwałam niezręczną ciszę, posyłając im miły uśmiech. Obdarzyli się pytającym spojrzeniem. Chyba nie spodziewali się, że po tym wszystkim tak szybko zobaczą mnie przy tak zwykłej czynności.

-Strasznie. – odezwał się Niall, podbiegając do sterty naleśników i wziął kilka, kładąc je na jednym z pięciu postawionych obok talerzy. Jego śladem podążyli pozostali, przy okazji dziękując mi za przyrządzenie „kolacji”.

Poinformowali mnie, że są przepyszne, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Czułam się w czymś dobra. To tylko naleśniki, ale przecież mogę otworzyć naleśnikarnię i zarobić na niej miliony…

Żartuję.

To miłe, że próbując uciekać od nieznośnych myśli, zrobiłam coś pożytecznego. W sumie w taki sposób mogłam ich przeprosić za scenę, której byli świadkami i jednocześnie podziękować za troskę.

-Wiesz, co będziesz robić jutro? – zapytał nagle Louis, gdy skończyłam myć patelnię.

-Umm. Nie. – odpowiedziałam, patrząc na niego ze zdziwieniem.

-Chciałabyś wybrać się z nami na wyścigi? Dan będzie. – powiedział, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

-Wyścigi? – upewniłam się, czy dobrze usłyszałam.

-Tak. Najpierw będą wyścigi samochodowe, a później mała impreza. – powiadomił mnie Liam. Wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. Czekali na moją odpowiedź?

-Umm… Nie wiem. Nie powinnam iść na imprezę, kiedy… wiecie. – przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się. Nie miałam ochoty na zabawę po tych wszystkich… wydarzeniach.

-Och, proszę. Kumpel z naszej ekipy będzie się ścigał, poza tym powinnaś wyrwać się z domu. – przekonywał Niall. Szczerze? Bałam się tego trochę. Wyścigi samochodowe? Nie miałam z tym wcześniej do czynienia i nie wiedziałam, czy chcę mieć. W sumie wolałam siedzieć w domu. Miałam kilka spraw do przemyślenia i poszukania odpowiedzi na nurtujące pytania.

-Będzie fajnie. – zachęcił Harry. Nie mogłam znieść dłużej ich proszących spojrzeń. Naprawdę chcieli, żebym poszła tam z nimi?

-Więc mówicie, że Danielle też tam będzie? – przygryzłam wargę, lekko się uśmiechając. Wiedzieli, że mnie przekonali, choć ja sama nie byłam pewna, czy byłam przekonana, by tam pójść.


____________
Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero dziś, ale nie miałam weny i mam pewne problemy osobiste.
Mam nadzieję, że kolejny uda mi się napisać i dodać wcześniej.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia.
Do następnego. x

10.08.2013

Ten.

*Zayn’s POV*

-Moim zdaniem powinna się dowiedzieć. Nie jest dzieckiem. – odezwał się po chwili Tomlinson. Ten to zawsze ma „genialne pomysły”. Mam nadzieję, że śmierdzi wam tu sarkazmem.

-Może w innym przypadku to by się sprawdziło, ale tutaj? Oszalałeś? Mam iść do niej i powiedzieć, że jej ojciec, będący kryminalistą, szantażuje mnie nagraniem, które nie może trafić w ręce policji, bo skończę za kratkami za błędy jakie popełniłem, kiedy byłem szczeniakiem, dlatego muszę ją przekonać, żeby z nim zamieszkała? – nerwowo chodziłem po pokoju i żywo gestykulowałem dłońmi.

-Dokładnie tak. – wzruszył ramionami Tommo, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Walnąłem się otwartą dłonią w czoło. Przecież tylko żartowałem…

-Wtedy Veronica z nim nie zamieszka i jej ojciec załatwi Zayn’a. – stwierdził Liam. Miał rację. Chyba jako jedyny myślał racjonalnie. 
Ba, on zawsze pomagał każdemu z nas wybrnąć z jakichś chorych sytuacji. Pakowaliśmy się w problemy kilka razy dziennie, a on wpadał na pomysły, które mogłyby nas wybawić. Zawsze mogliśmy na niego liczyć. To cholernie rozsądny człowiek. Nie wiem tylko dlaczego zajmuje się rodzajem pracy, będącą naszą profesją, a nie czymś lepszym i bardziej opłacalnym. Jednak świetnie, że poznaliśmy się, bo kto by nam pomagał? Był kimś więcej, niż przyjacielem. Był dla mnie jak brat. Wszyscy dla siebie byliśmy braćmi. 
Jednak to była sytuacja bez wyjścia. Czegokolwiek bym nie zrobił, byłoby źle. Lub jeszcze gorzej.

-Wpieprzyłeś się w niezłe gówno. – rzekł Harry, kręcąc głową.

-No co ty nie powiesz? Bez twojej błyskotliwości, nie skapnąłbym się. – przedrzeźniałem go. Miałem nadzieję, że mi pomogą, a nie będą stwierdzać to, co sam wiem. Jednak jak to mówią: po nitce do kłębka. Oby to tutaj również się sprawdziło.

-Lubisz ją? – padło pytanie z ust Payne’a. Zaskoczył mnie. Posłałem mu spojrzenie typu „o czym do cholery ty mówisz i dlaczego zmieniasz temat”, a on triumfalnie się uśmiechnął.

-Kogo? – chciałem się upewnić, czy chodzi mu na pewno o tę osobę, o której myślę. Choć sam nie wiem o kim myślałem. A może powinienem zapytać „co”?

-Veronicę. – utwierdził mnie w przekonaniu, że faktycznie spodziewałem się, że pyta o nią. Zaczął bawić się w robienie śledztwa. Ma facet wyczucie czasu.

-Skąd wytrzasnąłeś to pytanie? Jesteśmy tutaj dla rozrywki i gadania o dziewczynach, czy żeby pomóc mi wyjść z tego bagna? – oburzyłem się. Szczerze? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Prawdopodobnie tylko jej współczułem i chciałem pomóc, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, co musi czuć. Chyba. Do cholery, to nie czas na takie błahostki. Poza tym nigdy nie „lubiłem” dziewczyn w taki sposób, by bawić się w jakąś miłość, czy jak to tam sobie zwą. Jedna noc, jedna przygoda i koniec. Tak było za każdym razem. No dobra, ewentualnie dwie noce.

-Jasne. – mruknął, patrząc na mnie podejrzliwie. Ciekawe, jaką sobie wyrobił opinię na ten temat. Ale w sumie miałem ważniejsze problemy niż rozgryzanie o czym myśli Payne. Chętnie zamieniłbym się z kimś, kto nie ma problemów i… O cholera! Jestem genialny!

-Wiem! – krzyknąłem, wyrywając wszystkich z przemyśleń. Spojrzeli na mnie ciekawi tego, co miałem zamiar im oznajmić. –Zamienię nagrania. Wezmę to, którym mnie szantażuję i podłożę coś innego. – powiedziałem pełen zapału. Payne - geniusz!

-Zwariowałeś? Chcesz się włamać i ukraść nagranie?! – podkreślał każde słowo Liam, niedowierzając w to, co powiedziałem. Nie wyraziłem się dość jasno, czy uznał to za zły pomysł? Ciekawe, czy wymyśliłby coś innego… Lepszego, powiedzmy.

-Zamienić. – sprecyzowałem. Tak brzmi lepiej.

-To nie jest takie głupie. – mruknął Louis. Uwielbiam tego gościa! –Malik robił gorsze rzeczy, niż kradzież. – dodał, jakby chciał przekonać innych o tym, że ten plan jest dobry. Chciałem walnąć go za robienie ze mnie kryminalisty, przestępcy i niewiadomo kogo, ale w sumie miał rację. Robiłem gorsze rzeczy.

-Właśnie. – wyszczerzyłem się. To mogło się udać.

-Też myślę, że musi zdobyć to nagranie. Adkins może go wciąż wykorzystywać i szantażować dopóki będzie je miał. – powiedział Harry, przeczesując włosy. Wiedziałem, że mogę na niego liczyć. Mimo, że jest z nas najmłodszy, czasem wydaje się cholernie rozsądny. Dobra, starczy tego. Moje myśli są zjebane. Teraz pozostał do przekonania tylko Liam. Nasz wzrok padł na niego.

-Wiecie, że zawsze wam pomogę, bo jesteście moimi najlepszymi kumplami, ale kurde, jak macie zamiar to ukraść? – wypytywał, prawdopodobnie nadal niedowierzając, że się zgodził. No bo taka gadka oznaczała, że się zgodził.

-Pomoże nam ktoś, kto wisi mi przysługę. – uniosłem brew dumny z siebie. Świetnie jest mieć dobrą pamięć i dobrych starych znajomych, współpracujących obecnie z moimi wrogami.

*

Wykonałem kilka telefonów, odbyłem kilka krótkich rozmów i mogłem zrealizować swój plan. Nie był on niewiadomo jak szczegółowy i idealnie dopracowany, ale każdy wiedział co ma robić. Miałem coraz większą nadzieję, że to może się udać.

Zadzwoniłem do gościa, który wisiał mi przysługę i dowiedziałem się gdzie Adkins trzyma takie rzeczy, jak nagranie, którego jestem głównym bohaterem. Oczywiście w domu, w swoim gabinecie w jakimś jebanym sejfie. Dał nam także plan jego posesji, byśmy nie musieli błądzić w poszukiwaniu gabinetu i sejfu. Włamanie do domu, do sejfu, kradzież i inne – bułka z masłem. Miałem szczęście, że tego wieczoru Adkins był zajęty daleko od domu. Mój dawny znajomy powiadomił nas o alarmach i kamerach, które są w jego domu. Wierzcie mi na słowo, że szanowny-pan-dupek-John-Adkins ma niezły fach, powiem wręcz, że jest jeszcze lepszy niż nasz. Jednak to długa historia jak wspinał się po szczeblach, by w świecie ‘gangsterskim’ stał się tym, kim się stał. Byłem pewien, że Veronica nic o tym nie wiedziała. Lepiej dla niej. Ale zabezpieczenia miał kiepskie.

Tymczasem Liam i Harry stali na czatach, gdy Louis, ja i Samuel – znajomy z naszej ekipy od brudnej roboty, zawsze służący pomocą w takich sprawach, bo włamania to jego hobby – próbowaliśmy dostać się do środka. Niezauważeni przez kamery przeskoczyliśmy przez ogrodzenie i podbiegliśmy do tyłów budynku w miejscu, gdzie znajdowała się jakaś skrzynka, do której mógł się podłączyć w celu wyłączenia kamer i alarmu.

-Myślałem, że będę miał więcej frajdy. Nie spodziewałem się takich słabych zabezpieczeń u kogoś takiego jak Adkins. – prychnął, zamykając swój mały komputerek. To wszystko zajęło mu dosłownie chwilę. Kurwa, dobry jest. –Mamy pół godziny. –dodał wstając i kierując się do tylnich drzwi. Trzydzieści minut to wystarczająco dużo czasu. Byłem pewien sukcesu.

Teraz czas na robotę Louisa. Włożył do zamka coś, co wyglądało jak… wsuwka? Nie wiem co to było, ale użył tego czegoś umiejętnie i po kilku sekundach drzwi zostały otwarte. Posłał mi jeden ze swoich durnych uśmieszków i śmiesznie poruszył brwiami. Widać, że był z siebie dumny. Weszliśmy do środka i pokierowaliśmy się w stronę drzwi do gabinetu, które również były zamknięte. Lou ponownie zrobił pożytek ze swoich umiejętności i dostaliśmy się do środka. Strużkę światła padającego z latarki kierowałem we wszystkie strony, by zobaczyć gdzie jest sejf. W końcu dostrzegłem go po prawo na wielkiej szafce, przypominającej komodę. Podeszliśmy do niego i Samuel od razu zabrał się za otworzenie. Udało mu się oszukać tandetny elektroniczny zamek szyfrowy. Poklepałem go po ramieniu, okazując mu uznanie. Jest cholernie dobry w tej zasranej robocie i nie dziwię się, że w naszej ‘ekipie’ zyskał szacunek. Dla niego to czysta frajda.

Zacząłem przeszukiwać wnętrze sejfu, a Tommo świecił latarką. Robiłem to dyskretnie, by nie powywalać ze środka wszystkiego i później poukładać wszystko tak, jak było. Mniej więcej. W końcu natknąłem się na stos płyt. Na każdym było inne nazwisko. Smith, Jonas, Wilson, Dawson, Malik… to jest to, czego szukałem. Nie znałem pozostałych nazwisk, ale John-dupek musiał szantażować nie tylko mnie. By mieć pewność, odtworzyliśmy je na sprzęcie Samuela. Poznałem od razu. To było to. Na miejsce płyty z nagraniem włożyłem płytę z kilkoma singlami zespołu Metallica. Nie słucham tego, ale może on ich lubi? W sumie co za debil ma nagrane takie coś na zwykłej, najtańszej płycie CD? Tylko Adkins.

-Jesteś pewien, że nie ma kopii? – zapytał Louis, gdy włożyłem płytę do przygotowanego opakowania.

-No co ty. Jest za głupi na zrobienie kopii. – zadrwiłem. Kto jak kto, ale Adkins nie bawi się w takie rzeczy. Myśli, że wszystko w jego sejfie jest bezpieczne. Zerknąłem jeszcze raz do środka, który wciąż był oświetlany przez latarkę Lou.

-Czekaj. – zatrzymałem Samuela, który chciał zamknąć sejf. Rzuciła mi się w oczy koperta z danymi Veronici: imieniem, nazwiskiem i adresem. Była otwarta. Wziąłem ją i zajrzałem do środka. Skąd miał list zaadresowany do Veronici z datą wysłania sprzed dwóch dni?

-Co to? – rzucił Tommo, patrząc na papier, który trzymałem w ręce.

-Coś co nie należy do niego. – mruknąłem, zajęty czytaniem treści.

-Musimy się zwijać. – upomniał nas Samuel. Kiwnąłem głową i schowałem list do kieszeni mojej skórzanej kurtki. Zamknęliśmy kolejno sejf, gabinet i drzwi wejściowe, a następnie skierowaliśmy się do ogrodzenia, które ponownie przeskoczyliśmy. Daliśmy znak Liamowi i Harry’emu, że jesteśmy z powrotem i podążyliśmy do samochodu.

Ściągnąłem czarne rękawice, które miałem cały czas na dłoniach i cisnąłem nimi o podłogę. Kto by pomyślał, że chcąc odzyskać nagranie, uda mi się odkryć prawdziwe intencje Adkinsa co do zamieszkania z jego córką i odbudowania ich relacji?

*

*Veronica’s POV*

Podążyliśmy za Liamem do salonu, gdzie siedzieli pozostali. Spojrzałam zdezorientowana na Nialla. On chyba też nie wiedział o co chodzi. Wywnioskowałam to po jego minie. Co do cholery? Obdarzyłam pytającym spojrzeniem każdego z chłopaków, którzy siedzieli na kanapie. Musiało się coś stać. I to nie byle co. Panowała grobowa cisza. Kazali mi tutaj przyjść po to, bym z nimi pomilczała?

-Co jest? – przerwałam milczenie, oczekując wyjaśnień. Z sekundy na sekundę denerwowałam się coraz bardziej. Nie tylko dlatego, że bałam się usłyszeć tego, co mieli mi do powiedzenia, bo zapewne to było straszne, ale też dlatego, że wciąż siedzą cicho i nie są łaskawi mi niczego powiedzieć.

-Ymm.. Chyba powinnaś coś przeczytać. – zaczął Louis, wskazując na kopertę, leżącą na stoliku. Podeszłam i podniosłam ją. Była otwarta. I zaadresowana do mnie. Otworzyli ją? Wyjęłam ze środka kartkę papieru i ponownie obdarzyłam każdego z nich pytającym spojrzeniem. Liam kiwnął głową. Dał znak, że mam to przeczytać. Rozłożyłam kartkę i lustrowałam komputerową czcionkę. Z każdym przeczytanym zdaniem nie mogłam uwierzyć w to, co jest tam napisane. Zaczęłam od początku powoli i dokładnie, by dotarła do mnie jego treść.

-Skąd to macie? – zapytałam, zakrywając usta dłonią. To jedyne sensowne pytanie, które przyszło mi na myśl.

-Od twojego ojca. – odpowiedział Liam, niepewnym głosem. Zmarszczyłam brwi, gdy Zayn spiorunował go wzrokiem.

-Dał wam to? – rzuciłam. Okay, to było pewne, ale po kolei. W takim razie skąd on to miał, skoro…

-Nie do końca. – przerwał moje przemyślenia Louis. Spojrzałam na niego, wyczekując dalszej części zdania. Miałam wrażenie, że się nie doczekam. Milczał. Czy ja wszystko muszę z nich wyciągać stopniowo? Nie mogą od razu powiedzieć? To ułatwiłoby sprawę i im, i mi.

-Co znaczy „nie do końca”? – położyłam nacisk na trzy ostatnie słowa. Co to mogło oznaczać?

-Znaleźliśmy to. – wzruszył ramionami Lou. Dobra, albo jestem głupia… albo jestem ogłupiana. W sumie chyba to i to, aczkolwiek to drugie w większym stopniu. Według mnie.

-Jak mógł wam to dać mój ojciec, skoro to niby znaleźliście? – próbowałam ułożyć sensowne pytanie, zawierające moje wątpliwości. Czułam, że zaraz dostanę migreny. To było cholernie skomplikowane. Albo inaczej: oni byli skomplikowani. Gdyby byli bezpośredni, sprawa byłaby prosta i jasna.

-No bo nie dał nam tego. - zaczął Harry. Zaraz oszaleję. Dlaczego do cholery oni ze mną pogrywają?! Dał, nie dał, znaleźli, nie znaleźli. O co tutaj chodzi?

-Rozwiniesz swoją wypowiedź? – burknęłam zirytowana z nadzieją, że zakończą te męczarnie i w końcu dowiem się prawdy.

-Znaleźliśmy to w jego domu. – odpowiedział Zayn. Okay, więc znaleźli. Ale, cholera, czy jedna osoba nie może mi tego powiedzieć, tylko każdy z nich informuje mnie o jakimś nowym fakcie?

-Zaprosił was, kiedy mnie nie było? – drążyłam temat. Musiałam ich jakoś podejść i po kolei tworzyć nowe tezy.

-Nie osobiście. – mruknął Malik. Spojrzałam na niego wyczekująco. –Pośrednio też nie. – dodał. Zwariuję z nimi. Miałam ochotę napaść na któregoś z nich i szarpać, dopóki wszystkiego nie wyśpiewa. Moment.. czy on mi właśnie powiedział, że sami się wprosili? Ta ich mimika twarzy... Och, nie. O. MÓJ. BOŻE.

-Włamaliście się do jego domu?! – zapytałam najgrzeczniej i najspokojniej jak tylko potrafiłam. Jednak coś chyba nie wyszło, bo praktycznie wykrzyczałam to. "Wdech, wydech, wdech, wydech..", próbowałam się uspokoić.

-Malik musi ci coś powiedzieć. – rzucił szybko Liam, wskazując na przyjaciela. No to na pewno się dowiem wszystkiego od kogoś takiego jak Malik!

-To nie tak, jak myślisz. – zaczął Zayn, gestykulując dłońmi. Lepiej zacząć nie mógł. W mojej głowie pojawiały się jakieś chore scenariusze.

-Nie wiesz, co myślę. Ale może przejdź do sedna sprawy? – zaproponowałam. Chciałam, żeby w końcu mi to powiedzieli. To naprawdę były tortury. Byłam rozdarta i przerażona tym, co miałam za chwilę usłyszeć. Jeśli w ogóle dojdzie do tego, że to usłyszę.

-Pamiętasz jak radziłem ci co ja zrobiłbym w twojej sytuacji? W sensie z ojcem? – spojrzał na mnie, przeszywając mnie wzrokiem. Wróciłam myślami do tamtej sytuacji w moim pokoju i przytaknęłam.

-To było dziś. Tak słabej pamięci nie mam. – posłałam mu ironiczny uśmiech i czekałam na męki ciąg dalszy.

-Zapomnij o tym, co ci radziłem. Zostałem zmuszony, by to powiedzieć, bo ktoś, kto chciał, bym to powiedział, tak jakby zmusił mnie do tego i…

-Czekaj. Stop. – zatrzymałam niekontrolowany potok słów, wydobywający się z jego ust. –Najpierw każesz mi sobie coś przypominać, a potem zapomnieć. Później sugerujesz, że byłeś szantażowany, tak? – analizowałam wszystkie informacje z jego niespójnej wypowiedzi. Przytaknął. –Kto cię szantażował i dlaczego? – chciałam wiedzieć. Miałam przecież do tego prawo.

-Naprawdę nie wiesz kto? Pomyśl. – rzekł, przygryzając dolną wargę. To było urocze w jego wykonaniu… Ugh. O czym ja myślę? Stało się – rozbolała mnie głowa.

-Nie? – rzuciłam rozbawiona. Po chwili zrobiło mi się słabo. Proszę, niech nie powiedzą mi, że to osoba, o której pomyślałam od razu.. Spojrzałam na każdego z nich. Ich miny były śmiertelnie poważne. Cholera. Cholera. Cholera. –Nie myślimy o tej samej osobie. – rzuciłam, kręcąc głową. Zaczęłam nerwowo chodzić po salonie, uważnie obserwowana przez pozostałych. Zapewne pomyśleli, że jestem psychopatką..

-Veronica, to oczywiste, że mogła to być jedna osoba. – stwierdził rzeczowo Liam.

-Kłamiecie, prawda? To taki żart? To nie jest zabawne. – zaczęłam obgryzać paznokcie. Wróciłam do tego paskudnego nawyku. Jeśli tak miałam się odstresować, to pozwoliłam sobie na to. Dlaczego oni mówią takie rzeczy na temat mojego ojca?

-Veronica, połącz wszystkie fakty ze sobą. – polecił mi Zayn, podchodząc do mnie.

-On wrócił i chciał się zmienić i odbudować kontakt i… - zacięłam się. Zabrakło mi słów. Co ja wygadywałam? Broniłam tego człowieka? Naprawdę musiała boleć mnie głowa.

-Chciał mieć prawo do opieki nad Tobą. Ty nie jesteś jeszcze pełnoletnia, a spadek po dziadku otrzymasz po ukończeniu osiemnastego roku życia. – tłumaczył powoli, niczym trzyletniemu dziecku. Czułam się beznadziejnie.

-Prawnie sprawując opiekę nade mną, automatycznie miałby prawo do niego i mógłby nim  zarządzać… - zaczęłam i ponownie nie wiedziałam, co powiedzieć. Dlaczego do cholery moje życie jest tak pojebane?! –Jestem idiotką. – wycedziłam, bliska płaczu.

-Nie jesteś. – zapewnił Zayn, łapiąc moje ramiona, bym zwróciła na niego uwagę i posłuchała go. Jednak nie miałam takiego zamiaru. Nie chciałam słyszeć słów, które miały mnie pocieszyć, bo ktoś się nade mną litował i uważał na słabeusza. No dobra, psychicznie byłam cholernie słaba. To właśnie zaczęło się ujawniać.

-Prawie uwierzyłam, że naprawdę chciał odzyskać ze mną kontakt! Że zrozumiał swój błąd, że chciał mnie wspierać, że miałam szansę odzyskać ojca! Jestem cholerną idiotką! – zdesperowana krzyczałam mu w twarz. Byłam wściekła na siebie i załamana swoją naiwnością jednocześnie. Początkowo miały to być tylko moje myśli, ale straciłam kontrolę nad sobą i słowa kolejno wydobywały się z moich ust. - A on wrócił tylko po to, żeby formalnie być moim opiekunem i mieć prawo do tego jebanego spadku! Manipulował mną. Zależało mu na pieniądzach, nie na mnie.. – z każdym słowem mój głos załamywał się coraz bardziej. Zaczęłam płakać. Czułam się jak śmieć, na którym nikomu nie zależało. Jak inaczej mogłam się czuć, gdy własnemu ojcu zależało bardziej na kasie niż na swojej córce? Upadłabym na podłogę, gdyby nie silne ramiona, oplatające mnie w pasie i przyciskające do klatki piersiowej.



___________
Powyżej dziesiąty rozdział.
Co myślicie? x
Proszę o Wasze komentarze. To strasznie motywuje do pisania. x

Dziękuję, kocham Was. xx
Do następnego. x

8.08.2013

Nine.

<Dla jasności: kursywa (pochylona czcionka) oznacza wspomnienie, przywołanie wydarzenia sprzed jakiegoś czasu>

*Veronica’s POV*

Atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Po prostu siedzieliśmy w salonie i jedliśmy pizzę, czasem wymieniając spojrzenia. Chłopcy nie odzywali się. Czułam się dziwnie. Zawsze byli bardzo rozmowni, niemal nie zamykały im się usta. Wciąż mieli coś do powiedzenia. A po dzisiejszym incydencie z wizytą mojego ojca.. po prostu siedzieli i milczeli. Zerkałam na Zayn’a. Ani razu nie podniósł wzroku z podłogi. Wpatrywał się w nią uważnie.

-Muszę wyjść. – wstał nagle i opuścił pomieszczenie. Niemal wybiegł z domu.

Czy to moja wina? Zrobiłam coś złego? Zayn się do mnie nie odzywał – zaczynałam się przyzwyczajać, choć miałam nadzieję, że po tym wszystkim, co miało miejsce poprzedniej nocy w klubie, w końcu zacznie traktować mnie inaczej. Ale czegoś takiego nie spodziewałam się po innych. Po Liamie, który znajdował świetne tematy do rozmów i dyskusji. Po Niallu, który wciąż żartował, rozluźniał atmosferę i śmiał się w niebogłosy. Po Harrym, który był otwarty i potrafił poruszyć każdy temat i sprawić, by rozmówca czuł się swobodnie. Po Louisie, który miał zawsze swoje zdanie i chętnie się nim dzielił. Czy to ja stałam się powodem tego milczenia? Przestali mnie obdarzać sympatią? Stałam się intruzem?

-Dziękuję za pizzę. Pójdę na górę. – przerwałam ciszę, posłałam delikatny uśmiech i poszłam do pokoju. Bezwładnie opadłam na łóżko. Nie mogłam tam z nimi dłużej siedzieć. Jestem zdana na samotność.

Po jakimś czasie usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

-Proszę. – powiedziałam i podniosłam się do pozycji siedzącej.

-Hej. – przywitał się ze mną Niall, poprawiając swoją blond czuprynę.

-Hej. – odpowiedziałam, bawiąc się palcami. Poklepałam miejsce na łóżku obok mnie, by usiadł. Podszedł i zajął wskazane przeze mnie miejsce. Oboje spuściliśmy wzrok. Prawdopodobnie chciał coś powiedzieć, więc postanowiłam poczekać aż zacznie.

-Tak zastanawiałem się, czy chciałabyś pojechać do domu po resztę swoich rzeczy… Wtedy wzięłaś niewiele i na razie będziesz mieszkać z nami, więc… - urwał. Nie wiedział jak dalej ułożyć zdanie. Nie spodziewałam się, że zaproponuje mi to dziś. Jego głos drżał i wyjawiał niepokój. Dlaczego? Przejmowałby się, czy jestem gotowa tam pojechać? Potwierdził, że na razie będę mieszkać z nimi. Uff, więc chyba nie chcą się mnie pozbyć. –Jeśli nie chcesz teraz, to…

-Naprawdę mógłbyś ze mną tam pojechać? – zapytałam, patrząc w jego błękitne oczy. Biło od niego ciepło i troska. Pokiwał twierdząco głową. –Chciałam was o to prosić, ale nie wiedziałam, czy to nie będzie problem.

-Oczywiście, że nie. Jeśli chcesz, możemy jechać nawet teraz. – zaproponował. Wiedział, że to ciężki temat i podszedł do niego delikatnie.

-Dobrze byłoby mieć to za sobą. – szepnęłam.

*

Wiedziałam, że wejście do domu będzie niewiarygodnie trudne. Wszystko przypominało mi o Olly’m. Czułam tak ogromną pustkę jak nigdy wcześniej. Czy to możliwe, że po prostu odszedł?

Poszłam do swojego pokoju pakować rzeczy. Starałam się myśleć o czymś innym, ale przed oczyma wciąż miałam wspomnienia związane ze swoim bratem. Jego uśmiech, oczy, rysy twarzy… Dlaczego docenia się czyjąś obecność dopiero, gdy ta osoba odejdzie? Nigdy nie powiedziałam mu jak bardzo go kocham. Nigdy nie podziękowałam szczerze za to, że był przy mnie i dla mnie. Pamiętam każdą naszą sprzeczkę. Zawsze na początku wyglądało to poważnie, jednak nie potrafiliśmy się na siebie długo gniewać i po kilku godzinach godziliśmy się. Nienawidziłam widzieć go złego, czy smutnego. Pocieszaliśmy się nawzajem. Byliśmy dla siebie wsparciem. Mieliśmy tylko siebie. Obiecał, że nigdy mnie nie zostawi. Najwidoczniej nie mamy wpływu na bieg wydarzeń i nie każdą obietnicę da się dotrzymać. Trudno pogodzić się ze stratą bliskiej osoby. Do mnie to chyba nawet jeszcze nie dotarło. Mój umysł zakodował, że on wyjechał, a później wróci.. Do końca nie jest to takie błędne, bo w końcu się spotkamy. Mam nadzieję, że będzie czekał na mnie tam, po drugiej stronie. Może nawet zarezerwuje dla mnie miejsce, żebyśmy rzeczywiście byli blisko siebie. I tam dotrzyma obietnicy. Nie, nie. Nie mógł odejść. Cały czas przecież mieszka w moim sercu. Zawsze tam będzie mieszkał. A może jego duch gdzieś tutaj jest i właśnie na mnie patrzy. Może czuwa nade mną. Na pewno jest gdzieś niedaleko. Był nadopiekuńczy, nie opuściłby mnie.

To wszystko nie miało sensu. Gubiłam się w moich myślach. W życiu zresztą też. Nic nie było poukładane. Wszędzie chaos i bałagan. Nie potrafię myśleć logicznie. Chyba oszalałam.

Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam wzrok. To tylko Niall. Nie wiedziałam, że również tutaj przyszedł. Musiałam długo stać i błądzić gdzieś myślami, bo zaczęło się ściemniać.

-Wszystko dobrze? Pomóc Ci? – zapytał, obdarowując mnie ciepłym uśmiechem.

Jak taki chłopak jak on może mieć taki fach? Jest zabawny, pogodny, kiedy potrzeba wspiera, troszczy się. Nie ma w nim choćby odrobiny zła. On naprawdę się zajmuje tym, czym mówił, że się zajmuje? Gdybym nie była tego świadoma, znając jedynie go od tej strony i gdyby ktoś powiedziałby mi o jego ‘pracy’, kazałabym postukać się palcem w głowę. W sumie to dotyczy również pozostałych. Nie uwierzyłabym, że należą do jakiegoś tam gangu, czy jak oni to nazywają. A może po prostu ze względu na to, że jestem siostrą ich przyjaciela, traktują mnie w ten sposób? Wiedzą, co przeżywam, więc okazują współczucie. Jedno jest pewne. Kiedy potrzeba pokazują ich dobre serca i są wspaniałymi przyjaciółmi… Przynajmniej ja ich uważam za przyjaciół.

-Tak, gdybyś mógł. – poprosiłam go, kończąc przemyślenia.

-Powiedz mi tylko co mam pakować. – powiedział, gotowy do pracy.

*

Wracaliśmy do domu chłopaków. Wzięłam pozostałe ubrania, jakiś sprzęt, niezbędne rzeczy… i ubrania Olly’ego. Chciałam, by coś, co mi go przypomina było przy mnie, a jego ciuchy wciąż nim pachniały. Mam nadzieję, że wszystkie rzeczy zmieszczą się w pokoju. W przeciwnym wypadku Niall zaoferował przetrzymanie czegoś u siebie lub ewentualnie w pomieszczeniu, które określił jako ‘graciarnia’, cokolwiek to znaczyło. Dziwiłam się, że tylko on ze mną pojechał. Jednak nie mogłam narzekać. Nie potrzebowałam całej eskorty. Miałam ochotę zacząć płakać, ale nie chciałam tego robić przy nim. Przywoływałam wesołe wspomnienia podczas drogi powrotnej, która upływała w milczeniu.

-Rozpakujemy samochód jutro. Jest już późno. Powinnaś odpocząć. – rzekł, gdy wyszliśmy z samochodu. Zgodziłam się. Byłam wyczerpana. Tego dnia stało się naprawdę wiele. Niezapowiedziana wizyta, powrót do domu.. Nie wiedziałam, co się z nim stanie. Pewnie na razie będzie stał pusty. Co dalej, nie mam pojęcia. Pewne jest, że za nic go nie sprzedam.

-Dobrze, że jesteście. Chodźcie do salonu. – Liam odetchnął z ulgą, gdy zobaczył nas wchodzących do środka. Zaniepokoiłam się jego słowami.

-Coś się stało? – zapytałam, obdarzając go pytającym spojrzeniem. Czy ten dzień nie może się skończyć?



*Kilka godzin wcześniej*

*Zayn’s POV*

-Gdzieś Ty do cholery był? – przywitał mnie Payne, gdy przekroczyłem próg salonu. Czy oni tutaj siedzieli cały czas, odkąd wyszedłem, nie ruszając tyłków z siedzeń?

-Musiałem wyjść i przemyśleć to wszystko. – odpowiedziałem szczerze. Czyżby właśnie miała nastąpić kontynuacja rozmowy, którą zaczęliśmy wcześniej?



Po rozmowie z Veronicą, postanowiłem jak najszybciej opuścić jej pokój. Wymówką była pizza. To wszystko, co mogłem wymyśleć. Jestem zajebiście kreatywny. Czujecie ten sarkazm? Zbiegłem po schodach i poszedłem do chłopaków. Siedzieli w salonie i czekali na mnie.

-I jak? – zapytał Harry. No durniejszego pytania się nie dało?

-A jak sądzisz? – warknąłem wściekły. Byłem zły na siebie, nie na niego, tak dla jasności. Jednak kiedy jestem w stanie takim jak ten, nie mam zamiaru udawać, że wszystko jest ok. Skoro nie było. Usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłoniach. –Musimy coś zrobić. Tak być nie może. –powiedziałem nagle, patrząc na pozostałych.

-Co masz na myśli? – dopytywał się zdezorientowany Liam.

-Nie możemy tego tak zostawić. Czuję się z tym cholernie kurewsko. – wycedziłem przez zęby.

-Opanuj się, Malik. Co jej powiedziałeś? – naciskał Louis, wpatrując się we mnie dociekliwie.

-Serio? Teraz chcesz tutaj o tym rozmawiać? – rzuciłem. Wskazałem na drzwi, w których w każdej chwili może pojawić się Veronica, która miała zejść na dół i zjeść z nami pizzę. Chyba każdy z nich zrozumiał o co chodzi. Nie chciałem, by usłyszała tę rozmowę.

-Dobra. Pogadamy później. – powiedział Liam wyrozumiale.

Jak dobrze, że mam do czynienia z mądrymi ludźmi, a nie z jakimiś debilami.




-Niall zabrał Veronicę do jej domu pół godziny temu. – przemówił Liam, spoglądając na zegarek. Zawsze musi być takim perfekcjonistą?

-Wiem. Odczytałem sms’a. – mruknąłem, siadając na poprzednim miejscu.

-To powiesz nam co jej powiedziałeś? – dopytywał Louis. Ten to nie odpuści. Co jak co, ale są bezpośredni. I to mi się podoba.

-Że ja wykorzystałbym szansę odbudowania więzi z ojcem i tak czy inaczej, poradziłem, by zamieszkała z nim. – powiedziałem szybko, byleby wyrzucić te słowa z siebie. Zrobiło mi się niedobrze ponownie wypowiadając je. Chciałem się spoliczkować za bycie debilem. Oczywiście zrobiłem to.. w myślach.

-Czyli tak jak chciał. – podsumował Harry, głośno wzdychając. Był w trakcie porodu, czy jak?

-A jakbyście zrobili na moim miejscu, kiedy on ma to pieprzone nagranie?! – wrzasnąłem. Łatwo im oceniać, kiedy nie są w tak idiotycznej sytuacji jak ja. Milczeli. Jasne. Zrobiliby tak samo.

-Ok. Racja. Też bym tak zrobił. – przyznał w końcu Louis. Nareszcie! Widziałem, że jest zrezygnowany.

-Trzeba to jakoś rozegrać póki nie jest za późno. – stwierdził Liam. No w końcu się obudził. Myślałem, że zapadł w sen zimowy.. mniejsza z tym, że jest lato.

-Tylko jak? – zapytał Styles, zapoczątkowując burzę mózgów.

-Moim zdaniem powinna się dowiedzieć. Nie jest dzieckiem. – odezwał się po chwili Tomlinson. Ten to zawsze ma „genialne pomysły”. Mam nadzieję, że śmierdzi wam tu sarkazmem.

-Może w innym przypadku to by się sprawdziło, ale tutaj? Oszalałeś? Mam iść do niej i powiedzieć, że jej ojciec, będący kryminalistą, szantażuje mnie nagraniem, które nie może trafić w ręce policji, bo skończę za kratkami za błędy jakie popełniłem, kiedy byłem szczeniakiem, dlatego muszę ją przekonać, żeby z nim zamieszkała? – nerwowo chodziłem po pokoju i żywo gestykulowałem dłońmi.

-Dokładnie tak. – wzruszył ramionami Tommo, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Walnąłem się otwartą dłonią w czoło. Przecież tylko żartowałem…



_________
Oto rozdział dziewiąty.
Co myślicie? x
Proszę o komentarze z Waszą opinią. To strasznie motywuje do pisania. x

Jeśli chcesz być informowany/a o kolejnych rozdziałach - podaj nazwę swojego twittera na stronie "Informowani". Jeśli zmieniłeś/aś nazwę na twitterze i nadal chcesz być informowany/a, napisz mi o tym. :)

Do następnego. x

6.08.2013

Eight.


-A…Adkins? – zapytałam, gdy wrócił mi głos.
-Witaj, córeczko. – odpowiedział, wpatrując się we mnie uważnie. -Podobno zmieniłaś nazwisko na nazwisko twojej matki.

Nie wiedziałam co zrobić. Co powiedzieć. Jak się zachować. Skąd on do cholery wiedział gdzie jestem?! Skąd wiedział, że zmieniłam nazwisko? Chciałam go zapytać o milion rzeczy, ale skończyło się na tym, że stałam jak wryta i się w niego wpatrywałam. Od ostatniego razu, kiedy go widziałam przybyło mu trochę zmarszczek i zmienił fryzurę. Ta była okropna.

-Co tutaj robisz i czego chcesz, Adkins? – wycedziłam w końcu.
-Ostatnio mówiłaś do mnie „tatusiu”. Dlaczego teraz zwracasz się do mnie po nazwisku? To taki proces w dojrzewaniu, czy co? – droczył się ze mną. Z pewnością z równowagi wytrąciło go moje bezpośrednie pytanie. Postanowił ze mną pogrywać. Nie rozumiem na co liczył. Na to, że wpadnę mu w ramiona, czy jak?
-Mój „tatuś” – zrobiłam w powietrzu cudzysłów - odszedł trzy lata temu. Od tamtej pory nie mam ojca. – powiedziałam, a trujący jad był w każdym z wypowiedzianych słów. Gdybym mogła go zabić wzrokiem, byłby martwy od kilku minut. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo nim gardzę aż do teraz. Otworzył oczy ze zdziwienia. Tym razem jemu zabrakło słów? Nie spodziewał się takiej reakcji.

Staliśmy jeszcze jakiś czas w ciszy. Nikt nic nie mówił. Chłopcy po prostu siedzieli i patrzyli raz na mnie i raz na niego.

-Nie powinnaś tak się do mnie zwracać, młoda damo. Czy nie uczyliśmy cię z mamą…
-Matki też już nie mam. Właściwie dzięki mojemu kochanemu tatusiowi. – przerwałam mu. Nie potrafię opisać, co się ze mną działo. Władały mną najgorsze uczucia, jakie kojarzyły mi się z jego osobą: złość, rozczarowanie, nienawiść, pogarda. Nagle mój dobry humor znikł i poczułam, że jakaś inna postać, zawładnięta tymi uczuciami do człowieka stojącego naprzeciw mnie, przejmuje nade mną kontrolę. Chciałam tylko, by znów mnie zostawił. Pogodziłam się z jego odejściem i nie chciałam jego powrotu. Dobrze było bez niego. Dlaczego nie mogło tak pozostać?
-Kto cię nakarmił takim stosem kłamstw? Wiem, że źle zrobiłem, że od was odszedłem, ale...
-Nie wypieraj się tego wszystkiego. Kiedy nas zostawiłeś, z dnia na dzień widziałam, jak moja mama się ode mnie oddalała. Przez ciebie. Nie mogłam nic z tym zrobić. Cierpiałam. A ty zabawiałeś się z jakąś kochanką i byłeś z siebie zadowolony. – cedziłam przez zęby. Łzy napływały do moich oczu. Starałam się nie pozwolić im wypłynąć. Skutecznie. Nagle cały ten ból związany ze stratą obu rodziców powrócił ze zdwojoną siłą. Jak on miał czelność stać tutaj przede mną i mówić, że jest niewinny? To przez niego nasza rodzina się rozpadła i później pozostał mi tylko brat, którego już tutaj nie ma. Czy ten człowiek był zdrowy na umyśle?

-Nie powinniśmy tutaj rozmawiać w ten sposób. Nie przy nich. – wskazał na chłopaków, będących świadkami tej wymiany zdań.

-Nie mam o czym z tobą rozmawiać. – rzekłam. Nawet nie miałam na to ochoty. Z pewnością chciał porozmawiać ze mną na osobności i sprawić, żebym wymiękła. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie po tym wszystkim, co mi zrobił. Co nam zrobił. Mi i Olly’emu.

-Proszę tylko o pięć minut. O jedną rozmowę. Proszę cię, kochanie. – błagał, a w jego oczach dostrzegłam desperację.

-Po pierwsze nie nazywaj mnie kochanie. Po drugie masz tylko pięć minut, co do sekundy. – powiedziałam najchłodniej i najbardziej obojętnie, jak tylko potrafiłam. Nie mogłam uwierzyć, że się ugięłam. Ale jeżeli później miał dać mi spokój, postanowiłam się poświęcić.

-Zostawimy was samych. – zaproponował Liam, wstając z kanapy. Pozostali zrobili to samo i kierowali się do wyjścia. Postawiłam krok do przodu, by usunąć się z przejścia i by chłopcy mogli opuścić pomieszczenie. Spuściłam wzrok na dół. Gdybym zobaczyła w oczach któregoś z nich współczucie lub spojrzenie typu „trzymaj się”, pewnie bym pękła.

W końcu w pomieszczeniu zostałam tylko ja i Adkins, znany także jako mój ojciec. Czułam napiętą atmosferę między nami. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Pewność siebie mnie opuściła, bo stałam na niepewnym gruncie.

-Może usiądziemy? – zapytał niepewnie Adkins. Skinęłam głową. Usiadł na kanapie, na której poprzednio siedział, a ja postanowiłam usiąść na fotelu w bezpiecznej odległości od niego. Usłyszałam jak głośną westchnął i spojrzałam na niego wyczekująco.

-Wiem, że możesz mnie nienawidzić i…

-I masz rację. – przerwałam mu i splotłam palce dłoni, kładąc je na kolanie. Byłam zaskoczona moim poważnym tonem i dumna z faktu, że mój głos nie załamał się, ani nie drżał.

-Proszę, pozwól mi dokończyć to, co chcę ci powiedzieć. – obdarzył mnie proszącym spojrzeniem, a ja ponownie skinęłam głową, by kontynuował. –Więc nienawidzisz mnie i masz do mnie pretensje o wszystko, co się stało. Jak wiesz, między mną i twoją matką przestało się układać. Postanowiłem odejść. Teraz wiem, że to był zły wybór. Że mogłem zostać i spróbować wszystko odbudować. Ale nie mogę cofnąć czasu. Wiem, że czujesz do mnie pogardę, bo rozbiłem rodzinę. Wiem, że najpierw straciłaś mnie, później z dnia na dzień mamę i został ci tylko twój brat. Który również odszedł niedawno. – zatrzymał się i wziął wdech.

Wszystko wymawiał powoli i spokojnie, żebym mogła przeanalizować każde ze słów. Z pewnością układał sobie to wszystko wielokrotnie, bo nie wierzę, że wymyślił to na doczekaniu. Nigdy nie był dobry w przemówieniach. Zdziwił mnie fakt, że wiedział o Olly’m. Chciałam zapytać skąd, ale przecież obiecałam, że nie będę przerywać.

-I zostałaś z tym wszystkim sama. Kiedy się o tym dowiedziałem, postanowiłem wrócić i z tobą porozmawiać. Nie wahałem się. I zrobiłem tak. Zawsze zastanawiałem się jak teraz wyglądasz. Jak bardzo się zmieniłaś. I wydawało mi się, że to czas, w którym potrzebujesz wsparcia. Zastanawiałem się, czy mógłbym to wszystko naprawić i czy chciałabyś ze mną z powrotem zamieszkać…

-Czekaj, czekaj. Co?! – wrzasnęłam zirytowana. Obiecałam nie przerywać, ale w tym momencie nie mogłam się powstrzymać. Musiałam to zrobić. –Odchodzisz, rozbijając rodzinę. Kiedy już wszystkich przez ciebie straciłam, nagle wracasz po trzech latach i oczekujesz, że wpadnę ci w ramiona, wybaczę wszystko i zamieszkam z tobą od razu, bo ty się źle czujesz?! – mój ton z każdym wypowiedzianym słowem stawał się coraz wyższy. Nie mogłam nad tym zapanować. –Jesteś zabawny! Czy ty zdajesz sobie sprawę, jaką krzywdę wszystkim wyrządziłeś? Myślisz, że słowa wszystko załatwią? Że powiesz kilka zdań i wszystko będzie dobrze?! – byłam tak zdenerwowana i wściekła na niego, że chciało mi się śmiać. Nie płakać, tylko śmiać. Po prostu. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem prosto w twarz.

-Mogę dać ci wszystko, czego będziesz chciała. Samochód, nowy telefon, laptop, ubrania. Cokolwiek zechcesz. – przekonywał mnie.

-I na dodatek myślisz, że mnie przekupisz?! Nie rozśmieszaj mnie, błagam. – zaśmiałam się nerwowo. Ten człowiek wie, jak mnie samą obecnością wyprowadzić z równowagi. Wewnątrz mnie aż wrzało. –Pięć minut minęło. Koniec czasu. Powiedziałeś, co chciałeś, a teraz znikaj z mojego życia. Nie chcę cię więcej widzieć. – rzekłam śmiertelnie poważnym tonem. –Myślę, że wiesz, gdzie w tym domu są drzwi. – dodałam i zerwałam się z miejsca, zmierzając do wyjścia.

-Czekaj. – warknął, wstając.

-Czego? – syknęłam. Miałam ochotę go pobić. Uwierzcie mi lub nie, ale miałam ochotę uderzyć własnego ojca. Tak bardzo go nienawidziłam. Zatrzymałam się i posłałam mu najgroźniejsze spojrzenie, na jakie było mnie stać. A wnioskując po tym, co działo się wewnątrz mnie, musiało być jednym z najlepszych.

-Jako twój ojciec wciąż jestem twoim prawnym opiekunem, a ty jesteś niepełnoletnia. Nie chcę cię do tego zmuszać, ale musisz ze mną zamieszkać. Inaczej oboje będziemy mieli problemy, a ty wylądujesz w bidulu. Tego chcesz? – rzekł spokojnie. Jak on mógł być spokojny, przekazując mi takie wiadomości? Lekko rozchyliłam usta ze zdziwienia i wpatrywałam się w niego, by rozszyfrować, czy to nie jest żart. Jego mina była poważna. Nie kłamał.

-Nienawidzę cię. – rzuciłam i szybko opuściłam pomieszczenie. Natłok uczuć, emocji i nowych faktów sprawił, że ledwie potrafiłam zatrzymać łzy. Także z bezradności.

-Hej, wszystko dobrze? – zapytał Niall, którego mijałam na schodach w drodze na górę. Nie odpowiedziałam nic. Jak najszybciej podążyłam do pokoju, trzasnęłam drzwiami, osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać.

*

Próbowałam uporządkować wszystkie informacje, ale nie potrafiłam. Gdy wydawało mi się, że już się opanowałam, znów zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego. Ze złości? Bezradności? Rozczarowania?

Zjawił się nagle w moim życiu po trzech latach, kiedy na dobre pogodziłam się z jego odejściem. Chce porozmawiać i mówi mi, że muszę z nim zamieszkać, bo inaczej skończę w bidulu. Mam siedemnaście lat. Nie jestem pełnoletnia. Nie chcę tam wylądować. Więc co mam zrobić? Mogę tego uniknąć? Jak? Przecież nie mogę uciec. Nie mam nawet gdzie. Przyszło mi na myśl, że chłopcy mogliby się postarać o to, by przejąć nade mną opiekę. Byli pełnoletni. Jednak po chwili ten pomysł wydał się niewypałem. Dlaczego? Nie mieliby szans, ze względu na to, czym się zajmują. Nawet gdyby chcieli. Nie mogę cały czas siedzieć im na głowie.. Mają swoje życie i zmartwienia. Nie chciałam być dla nich kolejnym problemem, którym i tak już jestem.

Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Po chwili uchyliły się i ujrzałam Zayna wchodzącego do mojego pokoju. Czego on tutaj szuka? Otarłam łzy i posłałam pytające spojrzenie.

-Co się dzieje? Słyszałem, że ciągle płaczesz. To przez rozmowę z twoim ojcem? – zapytał, gdy podszedł do łóżka, na którym siedziałam i usiadł na brzegu materaca.

-Mhm. – przytaknęłam, odwracając wzrok, by ukryć zaszklone łzami oczy.

-Chcesz pogadać? Poczujesz się lepiej. – zaproponował spokojnym głosem.

Spojrzałam na niego. Przyszedł tutaj, by mnie wysłuchać? On? Dlaczego znów chciał mi pomóc? Miałam mieszane uczucia. Jego oczy przepełnione były troską. Czy to ten sam Zayn Malik, który na początku mnie nienawidził i uderzył w klubie faceta?

Uległam. Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie chciałam z tym zostać sama. Skoro zaproponował, że mnie wysłucha, wykorzystałam tę szansę. Opowiedziałam mu wszystko, co działo się podczas rozmowy w cztery oczy z moim ojcem. Przekazałam mu wszystko, co mi mówił. Opisałam mu moje uczucia. Słuchał z zaciekawieniem. Potrafił to robić. Wyglądał na człowieka, któremu można zaufać. Ale wciąż miałam wątpliwości, czy to pozory, czy litość, czy jednak szczera chęć pomocy.

- Uwierz mi, że gdybym ja miał szansę odbudować więzi z moim ojcem, chciałbym to zrobić. Jednak to inna sytuacja.. Mimo tego, jaką krzywdę ci wyrządził. Wrócił, by to naprawić. Zawsze możesz wykorzystać to, że będziesz miała dach nad głową i nie będzie ci groziło to, że… no wiesz… wylądujesz tam, gdzie nie chcesz. – prowadził monolog, zawierający jego radę.

-Czyli w bidulu. – mruknęłam pod nosem.

Siedzieliśmy w milczeniu. Oboje byliśmy pochłonięci myślami.

-Chcesz coś zjeść? Zamówiliśmy pizzę. Zaraz powinna być. – zakończył ciszę, wstając.

-Dziękuję. Zaraz zejdę. – rzekłam, posyłając nieśmiały uśmiech. Zayn Malik naprawdę potrafił być dla mnie miły. Mogłam się o tym znów przekonać. Przestał mnie nienawidzić i posyłać chłodne spojrzenia?

-Zayn? – rzuciłam, gdy ten miał już wychodzić. Odwrócił się z pytającym spojrzeniem. –Dziękuję. Za wszystko. – powiedziałam cicho, jednak wystarczająco głośno, by usłyszał.

-Nie ma za co. – odpowiedział i zniknął za drzwiami.

Czy miał rację? Może i tak. Ale ja nie potrafię z dnia na dzień wybaczyć ojcu. Ja w ogóle nie potrafię mu wybaczyć. Ale jeśli to ma być jedyny sposób, żeby nie iść do bidula, wykorzystam to. To podlega dłuższym przemyśleniom... Jednak korzystny jest fakt, że nikt nie kazał mi obiecywać, że od razu mam przestać nim gardzić i być kochaną córeczką. Prawda?


___________
Hej, oto rozdział ósmy.
Co myślicie?
Bohaterka powinna posłuchać Zayna, dać szansę ojcu i zamieszkać z nim?

Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze. Mam najlepszych czytelników pod Słońcem. Jesteście wspaniali. x

PS Głosujcie na chłopców za pośrednictwem twittera. W tweecie dodajcie na końcu "#MTVHottest One Direction". Jeden tweet/RT z tym hasłem = 1 głos. Pamiętajcie, że po haśle nie można nic pisać, bo głos nie będzie się liczył. Ranking możecie sprawdzić tutaj: http://www.mtv.co.uk/hottest.

Do następnego. x

4.08.2013

Seven.

*Veronica’s POV*

Zbliżałyśmy się powoli do klubu, słysząc stosunkowo cichą muzykę, która wydobywała się z jego wnętrza. Z daleka dostrzegłam piątkę postaci czekających przed wejściem.

-O, czekają już. – rzekła Dan, która również ich dostrzegła.

-Na co oni się tak patrzą? – obejrzałam się za siebie, jednak nic nie dostrzegłam. Byłam pewna, że ich… dziwny/zdezorientowany/nie-wiem-jaki wzrok jest skierowany w tę stronę.

-Na ciebie, głuptasie. – zaśmiała się Danielle.

-Na mnie? Boże, coś nie tak? – przejęłam się, naciągając niżej sukienkę, która sięgała mi do połowy ud. Jednocześnie uważałam, by nie odsłoniła zbyt dużo biustu i nie zjechała z niego, bo była bez ramiączek.

Dan zaczęła chichotać.

-Dlaczego się śmiejesz? – zapytałam, nie wiedząc, o co chodzi.

-Podoba im się to, co widzą. A widzą ciebie… w seksownej sukience… z…

-Och, przestań. – przerwałam jej, posyłając jej spojrzenie typu „nie kończ, bo zapadnę się pod ziemię”.

Nie sądziłam, że wyglądam źle, bo moim skromnym zdaniem, wyglądałam dobrze, ale miałam obawy, czy to nie jest zbyt odważne. Nie miałam czasu, by się wycofać, ponieważ już dotarłyśmy do chłopców.

-Hej. – przywitałyśmy się z chłopcami. Dan podeszła do Liama, całując go w policzek.

-Hej. – odpowiedzieli chórem.

-Wyglądasz… wow. – zaczął Niall.

Czułam się skrępowana, gdyż lustrowali mnie od głowy do stóp. Nie przywykłam do bycia w centrum zainteresowania. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok. Nagle moje chodnik był niewiarygodnie interesujący.

-To był pomysł Dan. – powiedziałam, wskazując na nią.

Wyglądała lepiej ode mnie, więc czemu to ja byłam obiektem, na który się gapili? Po chwili nareszcie przestali.

-Chodźmy do środka. – zaproponował Louis. Wszyscy się zgodzili i ruszyliśmy do wejścia. Na szczęście nie stał tam żaden bramkarz, ani ochroniarz, więc spokojnie mogłam wejść do środka, bez obaw, że poprosi o dowód osobisty, którego nie miałam, gdyż nie byłam pełnoletnia, czy coś takiego.

Pierwszy raz szłam do klubu i w sumie nie wiedziałam czego miałam się spodziewać.

Gdy weszliśmy, moje ciało zaczęło dudnić od głośnej muzyki, wypełniającej budynek. Czułam, że jej głośność doprowadzi mnie do utraty słuchu. Czasem lubiłam słuchać muzyki na cały regulator, ale to nie mogło się ani trochę równać z tym, co było tutaj. Na zewnątrz było o wiele ciszej. Stosowali panele wyciszające, czy coś?

Kolorowe reflektory oświetlały coś, co zapewne było parkietem do tańczenia. Z prawej strony znajdował się bar. Na ścianach było wiele plakatów i graffiti. Ludzie kręcili tyłkami, ocierali się o siebie i Bóg wie co jeszcze wyprawiali, nazywając to tańcem.

Gdy zeszliśmy po kilku schodkach na dół, drogę zastąpił mi jakiś facet. Był wysoki, miał blond czuprynę i wyglądał na jakieś 23-25 lat. Zbliżył się na niebezpieczną odległość. Wystarczającą, bym wyczuła, że śmierdzi alkoholem.

-Jesteś sama? Bo wiesz, mogę się tobą zająć. – złapał mnie w talii.

Zamarłam. Nie wiedziałam co zrobić. Rozglądałam się, by ktoś mi pomógł. Gdzie do cholery poszli pozostali? Przecież przed chwilą tu byli..

Nagle pojawił się Zayn.

-Bierz te brudne łapy. –warknął, zabrał jego rękę i popchnął go na ścianę. Jego pięść wylądowała na szczęce pijanego faceta. Ten stracił równowagę i leżał teraz u stóp Malika. - Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz, to się pozbędziesz uzębienia i spiorę cię na kwaśne jabłko, zrozumiałeś? – zagroził, ponownie go uderzając, tym razem w brzuch.

Następnie się odwrócił. Jego zaciśnięta szczęka rozluźniła się, a rozszerzone ze złości źrenice, wracały do naturalnych rozmiarów. Byłam odrobinę przerażona sceną, w której ucierpiał nietrzeźwy facet i obliczem Zayna, które właśnie pokazał. Ale chciał mnie ochronić, więc chyba nie miałam powodów, by się go bać?

Podszedł bliżej, nachylając się.

-Wszystko dobrze? Nic ci nie zrobił? – upewnił się, krzycząc mi do ucha, bym go usłyszała.

-Wszystko ok. – odkrzyknęłam. –Dziękuję. – dodałam, otrząsając się z tego całego szoku. Skinął głową.

-Chodźmy poszukać reszty. Są gdzieś przy barze. – poinformował mnie.

Złapał mnie za nadgarstek i przedzieraliśmy się ze mną przez tłum spoconych, młodych ludzi, którzy najwyraźniej dobrze się bawili. Niektórzy z nich byli nietrzeźwi, ale mimo to ‘tańczyli’ dalej.

W końcu zobaczyłam znajome twarze, które patrzyły na nas z wyrzutami.

-Gdzie byliście tak długo? – zapytał, a właściwie wykrzyczał, z pretensjami Liam.

-Veronica miała pierwszych adoratorów. – zażartował Zayn, puszczając mój nadgarstek. Pozostali wybuchli śmiechem, a ja zbulwersowana założyłam ręce na piersi. „Cholera, to nie jest zabawne.”, mruknęłam. Dopiero co weszłam, a już mam same negatywne przeżycia.

Chociaż to, że Zayn wybawił mnie z opresji nie było takie złe..

-Chłopcy, trzy śliczne panie po lewo. Podejmujecie wyzwanie? – uśmiechnął się bezczelnie Harry, zwracając się do Lou i Nialla. Zwróciłam uwagę na trzy dziewczyny siedzące po lewej stronie Harry’ego. Myślałam, że to ja ubrałam coś odważnego, ale myliłam się. One odsłoniły jeszcze więcej ciała.

-Brunetka jest moja. – rzucił Lou i ruszył w ich stronę. Hazz i Nialler podążyli za nim.

-Oni chyba nigdy się nie zmienią. – pokręcił głową Liam z niedowierzaniem.

-Sam nie byłeś lepszy jakiś czas temu. – powiedziała rozbawiona Danielle, wtulając się w jego ramię.

Jeszcze chwilę coś szeptali, a później odeszli. Dan mrugnęła do mnie z uśmiechem.

Cholera! Wszyscy poszli, a ja zostałam.. z Zaynem.

-Chcesz coś do picia? – odezwał się w końcu Malik, tak samo zdezorientowany, że zostaliśmy sami.

-Ymm. Colę? – zaproponowałam nieśmiało.

Zayn zaczął się śmiać.

-Co cię tak śmieszy? – zapytałam zdenerwowana i zirytowana jednocześnie.

-Jesteśmy w klubie, a ty chcesz colę? – upewnił się rozbawiony.

-Doskonale wiesz, że nie piję od… sam wiesz od kiedy. – odpowiedziałam, a on spoważniał. Widocznie przypomniał sobie, co chciałam zrobić, gdy byłam pijana.

-W takim razie tylko jeden drink. – podkreślił ostatnie dwa słowa, decydując za mnie i przywołał barmana, składając zamówienie.

Usiedliśmy na dwóch wolnych barowych krzesłach. Po chwili przede mną stał plastikowy kubek, wypełniony jakiś płynem i kostkami lodu.

-Spróbuj. – zachęcił mnie.

Podniosłam kubeczek i upiłam łyk. Miałam ochotę to wypluć. Było gorzkie, a do tego zaczęło piec mnie w gardle.

Gdy spojrzałam na Zayna, jego kubeczek był już do połowy opróżniony. On sam rozbawiony był moją miną, która odzwierciedlała smak płynu. Unikałam jego wzroku. Patrzyłam na tańczących ludzi. Chciałam upić kolejny łyk, ale zorientowałam się, że kubeczek był pusty. Nie zorientowałam się, kiedy wszystko wypiłam.

Odwróciłam się do Zayna i zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam. Siedział plecami do mnie i flirtował z jakąś blondynką, śliniącą się do niego. Jakby tego było mało, robiła takie pozy, że wydawało mi się, iż jej biust zaraz wyjdzie na wierzch z obcisłego gorsetu. Dziwka.

Rozejrzałam się i spostrzegłam, że kilka innych dziewczyn zerkało na Zayna, posyłając mu dziwne spojrzenia. W sumie im się nie dziwię, bo wyglądał zabójczo w ciemnej, opinającej jego tors koszulce, skórzanej kurtce i czarnych jeansach, zawieszonych nisko na biodrach.

Przewróciłam teatralnie oczyma i wciąż rozglądałam się po klubie. Szukałam wzrokiem Danielle lub pozostałych chłopaków.

Nagle poczułam na kolanie czyjąś dłoń. Należała do jakiegoś wstawionego kolesia, siedzącego obok mnie.

Znowu? To już drugi! Czy ja byłam jakimś magnesem na pijanych facetów?

Szybko ze złością strąciłam jego rękę.

-Jesteś tutaj sama? – zapytał, głupio się uśmiechając i ponownie położył ohydną łapę na moim kolanie.

-Nie dotykaj mnie. – warknęłam ze złością.

-Dobra, dobra. Nie spinaj się. Chciałem pogadać. – podniósł ręce w geście obronnym.

Ta, jasne, rzekłam ironicznie sama do siebie w myślach.

-Więc jesteś tutaj sama, bo wiesz, jeśli tak…

-Jest tutaj ze mną. – objął mnie nagle w talii Zayn, a ja lekko podskoczyłam.

Znów pojawił się ni stąd ni zowąd. Zaskoczyło mnie to, co zrobił.

-A spoko, już nie przeszkadzam. – rzekł zrezygnowany 'nieznajomy' i odszedł, a Zayn zabrał rękę z mojej talii.

Rozejrzałam się, ale nigdzie nie ujrzałam tamtej blondynki, z którą przed chwilą flirtował.

-Gdzie twoja blondi? – zapytałam z ironią.

-Spławiłem ją, bo znowu musiałem cię ratować. Jesteś magnesem na pijanych facetów? – zadrwił.

Och, ironio.

-Chodź, zatańcz ze mną. – nagle chwycił moją dłoń.

-N…nie potrafię. – zająknęłam się. Speszyłam się jego gestem.

-Dalej, chodź. – pociągnął mnie w stronę parkietu z czarującym uśmiechem.

Postanowiłam iść. Stanęłam na nogach i odrobinę się zachwiałam. To przez tego drinka. Ale po sekundzie ogarnęłam się i funkcjonowałam normalnie. Przedarliśmy się przez tłum, znajdując trochę miejsca do tańczenia. Zayn założył moje ręce na swoją szyję, a sam złapał mnie w pasie, przysuwając mnie bliżej. Poruszaliśmy się w rytm jakiejś muzyki. Nie byłam w stanie się na niej skupić. Odpłynęłam w głębi oczu Zayna.

Znacie to uczucie, że zatracicie się w czymś tak bardzo, że zapominacie o wszystkim, co was otacza i potraficie skupić się tylko na jednym?

Właśnie to czułam. Jakbym była tylko ja i Zayn. Czy on czuł to samo?

Motyle w brzuchu urządziły sobie swoją imprezę i latały jak oszalałe, gdy brunet posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.

Nie mam pojęcia ile tak trwaliśmy po prostu patrząc się na siebie i ruszając w rytm muzyki.

-Och, znaleźliśmy was! – krzyknęła rozradowana Danielle.

Wszystko prysnęło jak bańka mydlana i wróciliśmy do rzeczywistości.

-Szukałam was wcześniej, ale nie mogłam nigdzie znaleźć. – rzuciłam, gdy oderwałam się od Zayna. Wyglądał na lekko zdenerwowanego, że nam przerwali. A może to było skrępowanie?

-Och, jasne. Właśnie widzę. – rzekła z ironią, puszczając oczko.

Czułam, że moje policzki robią się gorące i zaczynają piec.

*

-Chciałabym iść już do domu. – poinformowałam Danielle.

Odnaleźli się wszyscy. Łącznie Lou, Harry i Niall z nowymi ‘zdobyczami’. Siedzieliśmy przy dużym stoliku na zabudowanym balkonie, na piętrze nad klubem.

-Tak szybko? – jęknął Louis, który najwyraźniej to usłyszał.

-Jestem trochę zmęczona. – usprawiedliwiłam się, ziewając.

Po tym, jak przyszła Dan, tańczyłam z nią przez kilka/kilkanaście piosenek. Później oczywiście pojawili się pozostali i każdy z nich poprosił o przynajmniej jeden taniec. Padałam z nóg, a stwierdzenie ‘trochę zmęczona’ było kompletnie mało oddające mój stan. Do tego wypiłam jeszcze jednego drinka, więc miałam dość.

-W sumie ja też. Odprowadzę Veronicę. – odezwał się nagle Zayn.

-Proszę, zostańcie jeszcze. – błagała Danielle, patrząc na mnie najsłodszym wzrokiem, jakim tylko mogła.

-Przepraszam, ale naprawdę nie mam już siły. – rzekłam zrezygnowana.

-Więc idziesz? – zapytał mnie Zayn, wstając.

-Jasne. Dziękuję. – zerwałam się z krzesła.

-Tylko nie róbcie niczego nieprzyzwoitego. – zagroził palcem Harry. Był niezbyt trzeźwy, więc zrobił się z niego niezły żartowniś. Przewróciłam oczyma i próbowałam ukryć zmieszanie.

-Harry. – warknął Zayn, posyłając mu zabójcze spojrzenie.

-Tak tylko mówię. – wzruszył ramionami, uśmiechając się z satysfakcją z reakcji pozostałych, którzy zachichotali.

*

W końcu, gdy pożegnaliśmy się i przecisnęliśmy przez tłum ludzi zalegających w klubie, wyszliśmy na zewnątrz. Postanowiliśmy przejść się na pieszo, gdyż chcieliśmy zażyć trochę świeżego powietrza, a dom znajdował się jedynie kilka ulic stąd.

Uderzyła we mnie fala chłodu lipcowej nocy. Było o wiele chłodniej, niż na balkonie. Zapomniałam oczywiście o nakryciu i jedyne, co osłaniało moje ramiona to falowane włosy, które nadal nieźle się trzymały.

-Trzymaj. – rzekł Zayn, zarzucając mi na ramiona swoją skórzaną kurtkę.

-Ale tobie będzie zimno. – stwierdziłam, na co zachichotał.

-Nie martw się o to. Mi jest zawsze gorąco. – odpowiedział, zabawnie unosząc brew. Podziękowałam i ruszyliśmy do domu.

Szumiało mi w uszach od głośnej muzyki, która była w klubie. Do tego ledwo szłam, bo moje nogi strasznie bolały od szpilek. Nie wiem, jak w nich tańczyłam i jakim cudem jeszcze się nie obaliłam. Wrodzony talent?

-Jak ty możesz wytrzymać w takich butach? – zapytał nagle Zayn.

Czy on czyta w moich myślach?!

-Nie wiem. Najchętniej bym je zdjęła i szła na boso. – mruknęłam, patrząc na buty. „Nigdy więcej”, pomyślałam.

Nagle Malik zatrzymał się i ściągnął swoje vansy.

-Co ty robisz? – spojrzałam na niego zdezorientowana.

-Masz. Ściągaj te szpilki, zanim się na nich zabijesz i załóż moje buty. – rzekł z uśmiechem.

-Co? Nie! Przecież nie będziesz szedł w skarpetkach, daj spokój, dam radę… - przerwałam i krzyknęłam, bo Zayn podniósł mnie do góry i posadził na masce samochodu, zaparkowanego niedaleko.

-Co ty wyprawiasz? – spojrzałam na niego jak na jakiegoś wariata. Moment, on był wariatem.

-Cicho, Kopciuszku. – mruknął pod nosem i ściągnął moje szpilki, a na ich miejsce włożył jego vansy, po czym zdjął mnie z maski i postawił z powrotem na chodniku. –Lepiej? – zapytał po chwili.

-Zdecydowanie. Dziękuję, jesteś kochany. – wypaliłam, zarzucając mu ręce na szyję i wspięłam się na palcach, by pocałować go w policzek. Gdy miałam na sobie szpilki, niemal dorównywałam mu wzrostem, a teraz czułam się jak skrzat, gdyż moje oczy były na wysokości jego szyi. –Och, przepraszam. – dodałam po chwili, gdy zorientowałam się, co wyprawiam i odsunęłam się od niego.

-Nie ma za co. Możesz robić to częściej. – zaśmiał się, łapiąc mnie delikatnie za nadgarstek, a przez moje ciało przeszły przyjemne ciarki.

*

Otworzyłam oczy, gdy światło dzienne przebijało się przez szyby okna. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy.

Zayn był zupełnie inny, niż zawsze. Taniec, droga do domu, wybawienie mnie przed dwójką facetów w klubie.. To wszystko było niezwykłe. Poczułam znów motylki w brzuchu. Jego uśmiech, oczy.. Wszystko było w nim idealne. Wiedziałam, że potrafił być opiekuńczy i miły, co odkryłam, gdy siedzieliśmy na huśtawce wtedy, kiedy przyniósł mi koc. Mogłabym jeszcze do tego dodać wieczór, kiedy ocalił mi życie i opatrzył ranę, ale nic nie pamiętam. Nagle przed moimi oczyma pojawiła się scena, gdy uderzył tego gościa po wejściu do klubu. Czy kiedykolwiek posunął się do czegoś więcej... do zabójstwa?

Postanowiłam przerwać moje wszystkie przemyślenia, trwające kilkadziesiąt minut. Przeszły na zły tor i zaczęłam zastanawiać się nad jego ciemną stroną. Mimo wszystko zaczęłam go.. lubić. Chociaż w sumie sama nie wiem. Może to po prostu wdzięczność?

Odczułam potrzebę zjedzenia śniadania i wypicia kawy, więc postanowiłam zejść na dół. Zauważyłam, że drzwi od salonu są otwarte. Zdziwiłam się, że chłopcy tak szybko wstali. Przecież wróciłam szybciej od nich. Zdecydowałam, że się przywitam.

Weszłam do środka i nagle wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie, jakbym miała trzy głowy. Chłopcy byli nieogarnięci, wyraźnie zmęczeni i na kacu. Nie wiedziałam jednak o co chodzi. Moje włosy były w miarę ułożone, nadal trzymały się od wczoraj, makijaż miałam dokładnie zmyty i ubranie też było ok. Posłałam im pytające spojrzenie, jednak milczeli. Nagle z kanapy podniosła się postać, która siedziała dotychczas zwrócona do mnie tyłem. Na początku jej nie dostrzegłam. Kiedy przyjrzałam się dokładnie tej osobie, zamarłam. Nie mogłam się ruszyć. Byłam sparaliżowana.

-A…Adkins? – zapytałam, gdy wrócił mi głos.

-Witaj, córeczko. – odpowiedział, wpatrując się we mnie uważnie. -Podobno zmieniłaś nazwisko na nazwisko twojej matki.


______
Hej, oto siódmy rozdział.
Co o nim myślicie? Spodziewaliście się, że na końcu pojawi się ojciec bohaterki?


Bardzo proszę o komentarze. Dla Was to chwila, a dla mnie to znaczy bardzo wiele.

Do następnego. x