Informacje

Informacje:
1. Częstotliwość dodawania nowych rozdziałów to ok. co dwa dni.
2. Byłoby miło, gdybyście komentowali. Więcej komentarzy = szybciej opublikowany nowy rozdział.
Komentować może każdy, nawet anonimowy użytkownik, BRAK weryfikacji obrazkowej!:))
3. Jeśli jednak nie chce Ci się komentować, przynajmniej oceń rozdział (na dole posta). Dziękuję. x
4. Na stronie "Bohaterowie.." możesz zobaczyć jak wyglądają postacie w opowiadaniu. Zachęcam do systematycznego odwiedzania strony, gdyż jest ona aktualizowana z każdym rozdziałem.
5. Chcesz być informowany/a o nowych rozdziałach? NAPISZ na stronie 'Informowani'! Najlepiej, jeśli podasz nazwę twittera (np. @little_while) :)
6. Zamiast spamować pod rozdziałem, podaj link do swojego bloga na stronie "Polecam". Jeżeli ktoś zechce, chętnie odwiedzi Twojego bloga i będzie to bardziej skuteczne, gdyż będzie wiedział gdzie szukać adresu. x
7.W razie jakichkolwiek pytań, piszcie do mnie na twitterze: @little_while
8. Informacje stąd będą aktualizowane i czytając je, będziecie na bieżąco.

Każda Wasza opinia (w formie komentarza lub oceny) jest mile widziana:)


Aktualizowano: 02.08.2013r. 00:58

31.07.2013

Four.


-Może jakoś się ogarnij, a ja zaczekam w pokoju, dobra? Spędziłem na fotelu całą noc, więc jeszcze dodatkowe kilka minut jakoś mnie nie przeraża. – starał się mnie uspokoić. Tak mi się przynajmniej wydawało.
-Spałeś tutaj? – zapytałam nie dowierzając.
-A co miałem zrobić? Zostawić cię nietrzeźwą po próbie samobójczej? – zadrwił ze mnie.

„Uważa mnie za psychiczną osobę. No świetnie! Choć... W sumie chyba nią jestem”, pomyślałam.

-Ok. Więc zaczekaj, proszę, w pokoju. – rzekłam, próbując przetworzyć wszystkie informacje, by w końcu do mnie dotarły.
-Tylko streszczaj się. Wiem, ile kobiety potrafią spędzić w łazience. – powiedział, zwracając się do wyjścia.
-Nie trzas… - nie dokończyłam, gdyż w tej chwili trzasnął drzwiami i miałam wrażenie, że moja głowa zaraz rozsypie się na tysiąc kawałków. -…kaj drzwiami. – dokończyłam znacznie ciszej.

Postanowiłam wziąć szybki prysznic, uważając na perfekcyjnie opatrzone… coś, co zrobiłam sobie na ręce. związałam potargane włosy w koka. Wysuszyłam ciało ręcznikiem i ubrałam ciuchy, które miałam na sobie wcześniej, bo zapomniałam wziąć wcześniej inne na przebranie. „Cóż, później i tak wezmę dłuższy prysznic.”, mruknęłam do siebie. Popatrzyłam w odbicie i przyznam, że wyglądałam strasznie. Jednak to nic w porównaniu do tego, jak się czułam. Miałam właśnie wysłuchać co robiłam pod wpływem alkoholu. Na dodatek ON spał całą noc w moim pokoju, by mnie pilnować.

Nie zdziwiłabym się, gdyż tak z pewnością postąpiliby pozostali. Ale nie spodziewałabym się tego po nim, biorąc pod uwagę fakt jak mnie traktował. Sama sobie nie dowierzałam. Mowa oczywiście o… Maliku. Zaynie Maliku. O tym samym, który zachowywał się w stosunku do mnie jak dupek.


*Zayn's POV*

W końcu wyszła z łazienki. Jej włosy były upięte w koka. Zgadywałem, że niewiele czasu poświęciła, by wykonać tę fryzurę, ale wyglądała o wiele lepiej, niż w poprzedniej wersji, czyli w potarganych, rozpuszczonych włosach. Ubrania miała te same.

-Więc… powiesz mi, co… no, wiesz… co robiłam poprzedniej nocy? – jąkała się, stojąc ze spuszczoną głową i bawiła się palcami.
-Ty naprawdę nic nie pamiętasz. – zadrwiłem, powstrzymując się od chichotu. Myślałem, że dziewczyny nie upijają się tak, by urwał im się film. Przynajmniej ona nie wyglądała na zdolną do takich czynów.
-To nie jest zabawne. – podsumowała, nadal wpatrzona w podłogę.
-Dobra. – rzuciłem, wstając i podszedłem bliżej. –Może usiądziemy, bo to raczej nie typ rozmowy, który wypada odbyć na stojąco. – powiedziałem, wskazując na łóżko. Veronica przytaknęła i usiedliśmy na brzegu materacu. Wróciłem myślami do wczorajszej nocy, by opowiedzieć wszystko dokładnie.



Chłopaki namówili mnie, żebym przeprosił Veronicę. Oczywiście zajęło im to sporo czasu. Nienawidzę, gdy ktoś mówił mi, co mam robić, a jeszcze bardziej przepraszać, jeśli nie ma za co. Ale pozostawmy tę kwestię.

Poszedłem do jej pokoju i zapukałem, ale nikt nie odpowiedział. Uznałem, że wejdę, bo może nigdy nie odpowiedzieć, bym wszedł, spodziewając się, że to ja. Kiedy wszedłem do środka ustałem jak wryty. Siedziała na łóżku z krwawiącą raną na lewej ręce, a krew kapała na podłogę. Prawą pięść miała zaciśniętą. Wyglądała, jakby płakała od dłuższego czasu: miała czerwone, zapuchnięte oczy. Na szafce nocnej leżała pusta butelka piwa i opróżniona do połowy butelka wódki. Podbiegłem do niej, oglądając jej niegłęboką, aczkolwiek długą na około osiem centymetrów ranę. Nie znam dokładnego wymiaru, bo nie posiadam linijki w oczach.

-Coś Ty sobie zrobiła najlepszego?! – syknąłem zdezorientowany.

-Zostaw mnie. Proszę. – wydukała przez łzy.

Pobiegłem do łazienki po apteczkę i zająłem się opatrzeniem rany. 
Może to dziwne, ale biorąc pod uwagę tryb życia, jaki prowadzimy w każdej łazience mamy apteczkę pierwszej pomocy. A apteczek jest dużo, bo jest dużo łazienek. Dobra, mniejsza o architekturę budynku.


Veronica nie mówiła nic, tylko siedziała z zamkniętymi oczami, pochyloną głową i pięścią przyciśniętą do czoła. Kiedy skończyłem próbowałem coś do niej mówić, ale nic do niej nie docierało. Zgadywałem, że nie chciała patrzeć na ranę i nie zorientowała się kiedy skończyłem.

-Nie wołaj reszty. – szepnęła.

Nawet na początku nie przyszło mi to do głowy.

-Jeśli na mnie popatrzysz i powiesz co się dzieje. – zaszantażowałem ją

.-N…nie mogę. K..k..kręci mi się w..w.. głowie. - bełkotała. –Z..zaraz chyba się obalę. – dodała wolno.
-Trzymam cię, nie obalisz się. – chwyciłem ja za ramiona, gdyż się zachwiała. 
Podniosła głowę i swoimi zapłakanymi oczyma spojrzała na mnie.
-Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałem spokojnie. 

W jakiś sposób musiałem to od niej wyciągnąć. A do ludzi w takim stanie trzeba zwracać się spokojnie. Tak mi się wydawało. Nie byłem ekspertem od tych sytuacji.


-On przeze mnie zginął, a wy mnie nienawidzicie. Słyszałam, co mówiliście na tarasie. – rzekła jednym tchem cicho, jednak na tyle, bym ją zrozumiał. 

Znów podsłuchiwała? Normalnie wyjawiłbym moje pretensje, ale to chyba nie była najlepsza chwila. Tak bardzo przejęła się moimi słowami? Czyżbym był większym debilem, niż mi się wydawało?  Cóż. Bywa.

Tak na marginesie, to jak na osobę nieźle wstawioną, w tamtym momencie nie plątał jej się język. Ćwiczyła to godzinami, czy jak?

-Nie mów tak, dobra? Co masz w dłoni? – zapytałem, brodą wskazując na zaciśniętą pięść.

Nie odpowiedziała. Odwróciła jedynie wzrok.

-Otwórz dłoń. Pokaż, co tam masz. – poleciłem jej.

Zero reakcji.

Puściłem jej ramiona i chwyciłem dłoń, delikatnie ją otwierając, gdyż spodziewałem się żyletki. Nie miałem ochoty opatrywać jej dłoni, jeśli przez mój gwałtowny ruch, ostry przedmiot wbiłby się w skórę, czy coś.

-Ty chciałaś się zabić? – wrzasnąłem, będąc w szoku, gdy zobaczyłem całą garść tabletek. Prawdopodobnie nasennych, bo te, które mamy w domu mają charakterystyczną barwę. –Skąd to masz?! – rzuciłem z pretensjami i zabrałem jej wszystkie, zgarniając zawartość z jej dłoni na moją i położyłem to na szafkę. –Połknęłaś coś? – zapytałem, gdy zmusiłem ją, by na mnie spojrzała.

Przecząco pokiwała głową. Jak dobrze, że nie starczyło jej odwagi, by to połknąć. Ułożyłem ją na łóżku.

-Teraz śpij. – poleciłem i poczekałem, aż zamknie oczy. W międzyczasie przykryłem ją kołdrą. Nie była w stanie sama się przebrać, a ja nie chciałem tego robić. To znaczy zrobiłbym to chętnie, ale nie w takiej sytuacji… i raczej nie tej dziewczynie.

Gdy usnęła zdecydowałem, że przecież jej nie zostawię samej, bo co jak znowu będzie chciała coś sobie zrobić? Postanowiłem usadowić się na fotelu. Modliłem się, by reszta nocy była spokojna.



*Veronica's POV*

Nie mogłam uwierzyć w to, co opowiedział mi Zayn. Po tonie jego głosu byłam pewna, że nie żartował. Podkuliłam kolana i schowałam twarz w dłonie.

„Co ja najlepszego zrobiłam?”, skarciłam się.

-Wszystko ok? – zapytał.
-A jak uważasz? – syknęłam, a każde słowo przepełnione było jadem i ironią.

Milion pytań pojawiło się w mojej głowie. Skąd wzięłam tabletki i żyletkę? Dlaczego to zrobiłam? Czy gdyby nie Zayn, posunęłabym się dalej lub wykrwawiłabym się na śmierć? Dlaczego to zrobił?

-Przepraszam. – szepnęłam ze skruchą. –I dziękuję za to wszystko.. Nie wiem, co się ze mną działo, co było w mojej głowie i dlaczego tak postąpiłam.. Dziękuję, że zrobiłeś to wszystko, choć nie wiem dlaczego.. Przecież..
-Myślę, że każdy by tak zrobił i tyle. – podsumował. Nie chciał usłyszeć dalszej części mojej wypowiedzi, którą przygotowywałam w głowie kilka minut. –Jednak myślę, że trzeba powiedzieć chłopakom. – dodał, a moje serce stanęło w miejscu.

Co dalej?

*

Reakcja chłopaków nie była taka, jakiej się spodziewałam. To znaczy: nie było tak fatalnie. Zayn powiedział im wszystko to, co mi. Jednak zauważyłam coś innego w jego zachowaniu.

Gdy byliśmy w pokoju, był dla mnie miły i jego głos był ciepły. A przy reszcie znów był oschły i chłodny. Co spowodowało tę zmianę? Może po prostu w pokoju chciał, żebym na spokojnie oswoiła się z tym wszystkim i postanowił zagrać w ten sposób, a nie inny? A w salonie mogłam liczyć na ciepło innych chłopaków, choć potępiali to, co zrobiłam, a on nie musiał udawać opiekuńczości względem mnie? Prawdopodobne.

Musiałam przyznać, że był strasznie przystojny. Jego oczy, kilkudniowy zarost, idealnie wystylizowane włosy... Hej, hej. Dlaczego myślałam o tym jak jest seksow... Jaki jest, biorąc pod uwagę wygląd, gdy kilkanaście godzin temu chciałam popełnić samobójstwo pod wpływem alkoholu? Albo byłam idiotką, albo byłam idiotką. Na dodatek miałam mętlik w głowie. To chyba wszystko tłumaczy?

Jak mówiłam, reakcja chłopców była do przyjęcia. Nie zrobili dramy, nie naskoczyli na mnie. Zapewnili jednak, że mogę na nich liczyć i poprosili, bym więcej tego nie robiła. Ciepło mnie przytulili i wspierali.

Zupełnie jak… starsi bracia.



______________
Witajcie, przed Wami rozdział czwarty.
Chciałam podziękować za wejścia i dotychczasowe komentarze, które strasznie motywują! :)

Tak w ogóle, to spodziewaliście się, że chłopakiem, który uratuje główną bohaterkę będzie/był akurat Zayn?
Rozdział oparty głównie na jednym wątku, ale mam nadzieję, że spodobał się Wam.
Postanowiłam dodać fragment, w którym zapoznajecie się z punktem widzenia Zayna.
Co o tym myślicie? Byłoby mi strasznie miło, gdybyście zostawili komentarz.

Do następnego. x


30.07.2013

Three


Dłużej nie mogłam wytrzymać zachowania Zayna. Otwarcie przekonywał mnie, że mnie nienawidzi. Powiedziałam, że jestem zmęczona i poszłam na górę. Otworzyłam okno, wychodzące na taras od strony ogrodu i na sam ogród, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Zostawiłam je lekko otwarte, by duszny pokój przewietrzył się. Miałam zamiar przejrzeć rzeczy, które zabrałam wczoraj w pośpiechu, gdy usłyszałam krzyki dochodzące zza okna. Mimo, że nie chciałam znów podsłuchiwać, moja ciekawa natura przejęła nade mną kontrolę i podeszłam bliżej okna, jednak na taką odległość, by zostać niezauważona.
-Co ty robisz, Zayn?! Nie możesz być dla niej miły? Musisz zaczynać i pokazywać się ze swojej… złej strony? – krzyknął Liam.
-Co ja robię?! Ha ha ha! – zaśmiał się donośnie, aczkolwiek sztucznie Zayn. –Co Wy robicie! – wrzasnął.
-My?! – oburzył się Liam.
-Tak, wy! – potwierdził brunet. –Gadacie jej o wszystkim! Po cholerę jej to wszystko wiedzieć?! A jak użyje tego przeciw nam?! Myślicie, czy mózg Wam wysiadł?!
-Ma prawo wiedzieć…
-Bla bla bla! – przedrzeźniał go Zayn. –Nic nie rozumiecie? Macie zamiar bawić się w super-bohaterów i ją chronić? – rzekł wyraźnie rozbawiony.
-Obiecaliśmy Olly’emu, że się nią zajmiemy. Pamiętasz? – zapytał spokojniejszym tonem Payne.
-Uciszcie się, bo Was usłyszy! – syknął Louis. Prawdopodobnie dopiero dołączył do nich, bo po tych słowach do moich uszu dobiegł dźwięk zamykanych drzwi od salonu, skąd było wyjście na taras. – Darcie się na siebie nic wam nie da. – dodał.
-Czy Wy niczego nie rozumiecie? – powiedział z pretensjami Zayn.
-Może nas oświecisz? – rzucił podobnym tonem Liam.
-Nie uda nam się jej ochronić, rozumiecie? – rzekł z powagą. – Wrócą po nią. Będą jej szukać. Poza tym na pewno dowiedzą się, że jest u nas. I wtedy jeszcze my będziemy ich kolejnym celem. – wyjaśniał.
-I tak jesteśmy ich celem. Kolejnym. Może nie mają ochoty nas teraz zabijać, ale mają nas na oku. – rzekł Niall, który również tam był. Możliwe, że przyszedł również z Louisem. Po chwili odezwał się Harry.
-Ma rację. Wszyscy wpakowaliśmy się w to gówno.

A więc przy tej rozmowie byli wszyscy.

-Zabili Olly’ego. Może nie chcieli go załatwić tak szybko, ale w końcu zemścili się i może odpuszczą..-powiedział Niall.
-Na co ty liczysz? Od początku chcieli skrzywdzić Veronicę, więc wątpię, by zrezygnowali. – powiadomił ich Zayn. Serce zaczęło mi bić mocniej. Nadal byłam w niebezpieczeństwie. – A jeśli nawet by zrezygnowali i chronilibyśmy ją przed nim.. znajdą się kolejni, którzy będą chcieli mścić się na nas i żeby nas sprowokować, jej coś zrobią. – dodał.

Słuchałam wszystkiego z zapartym tchem. Próbowałam przetwarzać te wszystkie informacje, ale było ich zbyt dużo. Mimo tego słuchałam dalej.

-Będziemy musieli ją chronić do końca życia, a i tak jej życie będzie bardziej narażone, niż dotąd. Poza tym przez nią będziemy osłabieni. Zamiast zająć się swoimi sprawami, któryś z nas wciąż będzie musiał jej pilnować. Narazimy nasze interesy i wszystko inne. Zrozumcie! Chroniąc ją, zaszkodzimy nam. – dokończył swoją wypowiedź, po każdym zdaniu robiąc przerwę, by dotarło to do jego słuchaczy.

-Myślisz jak egoista. – podsumował Liam.
-Nie baw się w dobrą duszyczkę, Payne. – ironicznie skrytykował do Zayn.
-Daj spokój, Malik. Sugerujesz nam, żebyśmy się jej pozbyli? – dopytywał Harry.

Między nimi zapadła cisza. „Chcą się ciebie pozbyć”, powiedział mój wewnętrzny głos. Nie chciałam więcej słuchać. Odsunęłam się od okna, a w mojej wyobraźni widziałam sceny, przedstawiające sposoby, w jaki mogliby mnie zabić. Widziałam siebie z kulką w głowie, z poderżniętym gardłem, na dnie rzeki…

Zaczęłam panikować. Nie wiedziałam, co mam robić. Uciekać? Nie, nie uciekłabym przed nimi. Zabić się sama, zanim oni to zrobią? Nie starczy mi odwagi. Usiadłam na podłodze i zaczynałam obmyślać plan ucieczki. To ten pomysł z wszystkich innych, które przeszły mi przez myśl wydawał się najlepszy. Wtedy ktoś zapukał kilkakrotnie do drzwi. Aż podskoczyłam, a gdy te otworzyły się, ujrzałam Nialla. „To już? Teraz zamierzają ze mną skończyć?”, przeszło mi przez myśl. Biorąc pod uwagę to, że dwa dni temu żyłam bezpiecznie ze swoim bratem, a dziś mieszkam u gangsterów i prawdopodobnie ktoś chce odebrać mi życie, wszystko jest możliwe.

-Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Mówiłaś, że źle się czułaś… - zaczął i podszedł do mnie. – Dlaczego siedzisz na podłodze?
-Uhh…Ja? Och.. Wszystko dobrze.. Dziękuję za troskę. – jąkałam się.

„Chce mi zamydlić oczy, by wbić nóż w jakąś część mojego ciała?”, pomyślałam i popatrzyłam na jego ręce w obawie, czy ma owe narzędzie. Odetchnęłam, gdy jego dłonie były puste.

-Jesteś głodna? Zamawiamy chińszczyznę i jeśli chcesz, zamówimy coś dla Ciebie.. a jeśli nie lubisz, to może masz ochotę na kanapkę, lub na coś. – zaproponował z lekkim uśmiechem.
-Dziękuję, ale.. nie jestem głodna. Naprawdę. – rzekłam, wstając. Nawet nie czułam głodu, a ostatni posiłek spożywałam około półtora doby temu.
-Na pewno? Wydaje mi się, że nic nie jadłaś.. – zaczął.
-Tak, na pewno. Jeszcze raz dziękuję i życzę Wam smacznego. – uśmiechnęłam się niepewnie. Tak bardzo chciałam, by sobie poszedł.
-Ok. Gdybyś zmieniła zdanie, jesteśmy na dole. – posłał mi szczery uśmiech i odwrócił się do wyjścia. –I jeszcze coś.. Przepraszam za Zayna. Jest tym wszystkim zdenerwowany. Najpierw mówi, a potem myśli. – wytłumaczył, a ja przytaknęłam. –I nie bój się. Z nami jesteś bezpieczna. – dodał i chciał odejść.
-Niall? – zatrzymałam go, na co blondyn się odwrócił. – Dzięki. – mruknęłam wystarczająco głośno, by to usłyszał. Dziękowałam nie tylko za troskę, ale za wsparcie i obronę przed planem Zayna.
-Nie ma sprawy. – odrzekł i wyszedł.

Kiedy tylko odszedł na bezpieczną odległość, pacnęłam się otwartą dłonią w czoło. „Idiotka”, skarciłam się. Jak mogłam myśleć, że oni mnie zabiją?

*

Starałam się bezszelestnie zejść ze schodów. Słyszałam co jakiś czas wrzaski chłopaków i głośno włączony telewizor. Zapewne oglądali emocjonujący mecz. „Cóż. Jak to faceci z pewnością uwielbiają mecze.”, doszłam do wniosku. Skierowałam się do drzwi, za którymi była kuchnia. Byłam pewna, bo kiedy ostatnio szłam na górę, po rozmowie z chłopakami w salonie, drzwi do niej były otwarte i widziałam wnętrze pomieszczenia. Popchnęłam drzwi, które na szczęście nie skrzypiały. W razie czego, mogłam powiedzieć, że chciałam skorzystać z propozycji Nialla i zrobić sobie kanapkę. 

Weszłam do środka i skierowałam się do lodówki. Tak, jak myślałam. Był w niej alkohol. „Jednak są typowymi facetami.”, stwierdziłam. Kilkanaście butelek piwa. Chciałam wziąć dwie. Nie zauważyliby. A jeśli nawet, to mogliby pomyśleć, że któryś z nich je wziął. Wyciągnęłam rękę, gdy zauważyłam butelkę wódki. Całe 0,7l. Oryginalnie zamknięta. Nie zastanawiałam się długo. Wzięłam ją i butelkę piwa.

*

Wiedziałam, że kolejna noc będzie bezsenna. Kiedy tylko na dobre zapadł wieczór, znów wszystko powróciło. Wyrzuty sumienia, widok płonącego samochodu, ból po stracie, cierpienie.. był tylko jeden sposób, by przetrwać bezpiecznie noc. Alkohol. Miałam słabą głowę, więc niewiele go wystarczyło, bym dostatecznie się nim odurzyła. 

Zaczęłam od butelki piwa. Nie byłam jego smakoszem, ale wypiłam je, jeśli miało mi pomóc. Potem zabrałam się za coś o większej zawartości procentowej. Przechyliłam butelkę i porcja na jeden łyk znalazła się w moich ustach. Prawie ją wyplułam. Była ohydna. Jednak postanowiłam ją przełknąć i krzywiłam się przez kilka chwil. „Alkohol wypity w szybkim tempie, szybciej uderza do głowy”, przypomniałam sobie. Po kolejnych małych łykach, nadal się krzywiłam, ale mniej. Upiłam jeszcze trochę, tak, że pozostało jeszcze ¾ butelki. 

Odczekałam moment, może dwa. 

Coraz bardziej ogarniało mnie uczucie błogości, kręciło mi się w głowie.

***

Poczułam nieprzyjemny skręt w żołądku, palące uczucie w przełyku, moja głowa niemal pękała. Nagle zerwałam się na nogi i pobiegłam do łazienki, obijając się o kilka rzeczy, gdyż nie przyzwyczaiłam się do jaskrawego światła i podążałam do celu z zmrużonymi oczyma. Zaczęłam wymiotować do ubikacji. Mój organizm pozbywał się nadmiernej dawki alkoholu. Spazmatyczne torsje trwały do czasu, gdy organizm nie miał już czego usunąć z przewodu pokarmowego. Zaczęłam cała drżeć. Łzy pojawiły się w moich oczach. 

Podeszłam do umywalki i przemyłam twarz, a później otarłam ją ręcznikiem. Postanowiłam wypić trochę wody, mając nadzieję, że gardło i jama ustna przestaną tak strasznie piec.

-Tak to jest, gdy wypije się zbyt dużo alkoholu na pusty żołądek. Co ci w ogóle odbiło?! – usłyszałam za sobą głos. Podskoczyłam ze strachu i odwróciłam się, szybko wycierając zewnętrzną częścią prawej dłoni wargi wilgotne od wody.
-Co ty tu robisz? Dlaczego tutaj wszedłeś? Nie potrafisz uszanować prywatności? – mruczałam nieprzyjaźnie.
-Tak mi się odwdzięczasz za uratowanie życia? – zadrwił. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Nie wiedziałam o czym mówi.
-Nie pamiętasz? Tego, co zrobiłaś w rękę też nie? – zapytał zdziwiony. 

Popatrzyłam na ręce i moją uwagę zwrócił bandaż owijający część kończyny nad nadgarstkiem.

-C..co się stało? – chciałam dowiedzieć się prawdy.
-Urwał Ci się film?! Nie żartuj, że nie pamiętasz, że się pocięłaś, a później roztrzęsiona chciałaś połknąć jakieś tabletki i popić wódką..
-Co?! – krzyknęłam zszokowana i w tym momencie złapałam się za bolącą głowę.

27.07.2013

Two.



Zamknęłam się w pokoju na całą noc i nieustannie płakałam. Ani na chwilę nie zamknęłam oczu, by się zdrzemnąć. Gdy wydawało mi się, że nie mam już siły na płacz i zabrakło mi łez, słone krople ponownie wypływały spod powiek. Chłopcy wczorajszego wieczoru dobijali się do drzwi i prosili o wpuszczenie do środka. Po godzinie zrezygnowali, bo chyba zrozumieli, że płacz jest wszystkim, czego w tym momencie potrzebowałam.

Przed południem udało mi się zapanować nad sobą i uspokoiłam się. Postanowiłam iść do łazienki, którą od mojego pokoju dzieliły tylko drzwi. Prawdopodobnie tymczasowo ona również, jak pokój, należała do mnie. Zmyłam rozmazany i zaschnięty makijaż, a raczej to, co z niego zostało. Składał się z małej kreski na powiece wykonanej eyelinerem oraz dokładnie wytuszowanych rzęs. Postanowiłam wziąć krótki prysznic, który orzeźwił moje ciało. Po prysznicu i osuszeniu ciała, założyłam jakiś T-shirt i szorty, czyli to, co znajdowało się na wierzchu we walizce. Podeszłam do lustra i popatrzyłam na swoje odbicie. Oczy nadal były całe zapuchnięte i czerwone od płaczu. Jakoś specjalnie nie obchodziło mnie, by to zamaskować. Czas na rozmowę, mruknęłam do odbicia.

*

Zeszłam na dół i weszłam do pomieszczenia, w którym wczoraj rozmawiali chłopcy. Okazało się, że tym razem również tam byli.

-Proszę, usiądź. – jako pierwszy odezwał się Liam, wskazując wolny fotel.
-Dzięki. – rzuciłam i zajęłam wyznaczone miejsce.
-Jak się masz? Czujesz się lepiej? – zapytał zatroskany Niall. W tym momencie pozostali wrogo spojrzeli w jego stronę. Może to pytanie faktycznie było nie na miejscu, ale zrobiło mi się miło, że kogokolwiek interesuje moje samopoczucie.
-Po wczorajszych wydarzeniach mogę czuć się co najmniej stabilnie. I aktualnie tak się czuję. – powiedziałam, bawiąc się palcami. –Przepraszam, że wczoraj podsłuchałam Waszą rozmowę. – dodałam po chwili ciszy.
-Zasługujesz na to, by wiedzieć, co się dzieje. – przemówił Liam.

Pozostali przytaknęli. Jedynie Zayn siedział niezainteresowany tym, co działo się w salonie. Patrzył w jakiś daleko oddalony punkt za oknem i nawet nie spojrzał w naszą stronę. Poczułam ukłucie w sercu. No tak, przeze mnie stracił przyjaciela.

-Więc musimy ci chyba wszystko wyjaśnić. Z tego, co mówił mi Olly…nie znasz prawdy i zapewne nie rozumiesz wydarzeń, które miały miejsce w ciągu ostatniej doby. – zaczął Liam. – Jeśli chcesz, to możemy przełożyć tę rozmowę, bo nie spałaś całą noc i…
-Chciałabym jednak, byście poinformowali mnie o wszystkim teraz. – przerwałam mu. –Skoro już wszyscy zainteresowani tu są. – dodałam. -To ja miałam zginąć, a nie on? – wypaliłam po kilku sekundach, gdy Liam przytaknął i zaczerpnął oddech.

Milczeli. Nikt nie odpowiedział. Uznałam to za jednoznaczną odpowiedź. – Wiedziałam. – stwierdziłam i schowałam twarz w dłonie, łokcie opierając na kolanach.

-Niezupełnie to wygląda tak, jak sobie to wmówiłaś. Nie obwiniaj się. – zaczął blondyn.
-Niezupełnie? Przecież doskonale wiecie, że to prawda! – podniosłam głos.
-Nie znasz całej prawdy, więc nie oceniaj sytuacji, okay? – rzekł Harry spokojnym tonem.
-Niby jakiej prawdy? Że Olly mnie okłamywał? Że handlujecie jakimiś kradzionymi częściami samochodowymi? Że angażujecie się w nielegalne wyścigi samochodowe i inne takie rzeczy? Może jestem naiwna, ale nie głupia. Ludzie dużo mówią. A ja mam uszy. – oburzyłam się.

Ich miny były bezcenne. Nie spodziewali się, że posiadam takie informacje.

-Nie wszystko, o czym ludzie mówią jest prawdą. Słyszałaś o czymś takim jak ‘plotki’? Jeśli nie, to zapoznaj się z tą definicją. Przyda Ci się. – po raz pierwszy odezwał się Zayn i zmierzył mnie wrogo. Jego oschły głos sprawił, że dostałam gęsiej skórki.
-Zayn! – warknął Liam.
-Spadaj. – burknął brunet, wstał i zmierzał w stronę wyjścia. –A, i jeszcze jedno. Olly wiedział w jakie gówno się pakuje. Doceń to, że chronił cię i żyjesz, rozumiesz? – zwrócił się do mnie i opuścił pomieszczenie, zostawiając nas wszystkich z jego słowami, które odbijały się w mojej słowie jak echo. I zapewne nie tylko mojej, bo pozostali milczeli.
-On ma rację. Nie mam zamiaru obwiniać Olly’ego za to wszystko i nie chcę, byś zmieniła o nim zdanie, ale Zayn miał rację. Wiedział w co się pakuje i to tylko jego wina, a nie Twoja, bo prawie wpakował w to Ciebie. – rzekł Liam.

Nie odpowiedziałam nic. Nie mogli obwiniać o to tylko jego. Może i po części obaj mieli rację. Ale Olly był jedyną bliską mi osobą i kochałam go. Był najwspanialszym bratem, mimo, że ukrywał przede mną sekrety. Gdybym mogła, cofnęłabym czas i sprawiła, by nie wsiadł do tego samochodu. Ale nie mogę. Muszę z tym żyć.

*

Później chłopcy opowiedzieli mi wszystko. Potwierdzili informacje, jakie posiadałam od innych. Przemycali kradzione części samochodowe, by przerabiać zwykłe samochody na wyścigowe i brać udział w wyścigach, by zdobyć dużo kasy. Ich szóstka osobiście nie brała udziału w kradzieżach i przerabianiu aut. Byli jakby centrum operacyjnym: decydowali gdzie, kiedy i jak. Mieli ludzi, którzy odwalali brudną robotę. Oni jedynie załatwiali interesy, prowadzili rozmowy, jak to określili, „biznesowe” i pilnowali, by nikt obcy nie wszedł na ich terytorium oraz nie obrabował cennych magazynów.

-Należycie do jakiegoś gangu? – wypaliłam, a potem ugryzłam się w język. Mam tendencje do zadawania nieprzemyślanych, głupich pytań.

Zaczęli się śmiać.

-Można tak powiedzieć, choć jesteśmy specyficzną grupą. – udzielił odpowiedzi Harry.
-Mianowicie? – dopytywałam się.
-Nie latamy po ulicach, nie okradamy ludzi, nie zbieramy haraczu, jak to robią niektóre szczeniaki. Jeśli w taki sposób rozumiałaś pojęcie gangu. – wyjaśnił Niall.
-Sama nie wiem, jak rozumieć to pojęcie. – podsumowałam. –Ale nadal nie rozumiem dlaczego ktoś chciał mnie zabić..-zaczęłam temat, który nie dawał mi spokoju.
-Kiedyś zaleźliśmy za skórę innemu gangowi, - w tym miejscu Liam narysował cudzysłów w powietrzu – a najbardziej Olly. Przejęliśmy najlepsze części do samochodów, głównie dzięki twojemu bratu, na które polował również ktoś inny. Wściekli się, a Olly jeszcze zaczął…zbyt dużo gadać. Dzięki tym częściom mamy lepsze samochody i wiele wyścigów wygrywają nasi. Zgarniamy im kupe kasy sprzed nosa i są wściekli. Nie są tak tolerancyjną grupą jak my i chyba chcą wyrównać rachunki. – dokończył.
-Przez jakieś głupie części do samochodu go zabili?! – wybuchłam wściekła.
-Poszło jeszcze o to, że Olly odbił ich szefowi dziewczynę i…
-Zamknij się. – wszedł do salonu Zayn. –Nie przesadzacie?! Ona wie o wiele za dużo niż powinna. Odbiło Wam?! – wypominał z wyrzutami.
-Ona zachowa to dla siebie. – zaręczył Niall.
-A jak jej się zachce pójść na policję? – przedrzeźnił go zdenerwowany brunet, patrząc na mnie.
-Na policję? Tu możesz dostać kulkę w łeb przed komendą, bo gangsterom się tak podoba. – rzekłam z sarkazmem.
-To chciałem usłyszeć. Witamy w Bradford. Miło, że nie musimy Cię uczyć takich rzeczy. – powiedział ironicznie, posyłając mi sztuczny uśmiech.



25.07.2013

One.


Usłyszałam głośny huk, a następnie dźwięk tłuczonych szyb. Instynktownie postanowiłam doznać bliskiego kontaktu z podłogą, przy której, w pewnym sensie, mogłam być bezpieczniejsza. Sparaliżowana leżałam na panelach z twarzą schowaną w dłoniach. Gdy cały szok minął po kilku sekundach, podniosłam wzrok i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie szkła. Dużo szkieł. Leżałam wśród drobin rozbitych szyb. Na rękach i ramionach dostrzegałam liczne drobne rany. Postanowiłam się podnieść i stanęłam na chwiejących się nogach. Podeszłam do ram okna i dostrzegłam płonący wrak samochodu. Ogłuszona z nieznośnym szumem u uszach, podążyłam do holu i wybiegłam na werandę. Coś, co od kilku dni było moim nowym samochodem, który dostałam jako prezent urodzinowy, płonęło, a wokół w promieniu wielu metrów leżały jego szczątki. Upadłam na kolana, zaczęłam krzyczeć i rozpaczliwie płakać. Przyczyną huku był wybuchający samochód, wewnątrz którego był mój brat.

Rozpacz przesłoniła moje racjonalne myślenie. Nie wiedziałam co robić. Pięćdziesiąt metrów ode mnie znajdował się pojazd, w którym mój brat, jedyna bliska mi osoba, został rozszarpany na strzępy. Zaczęłam panikować. Po jakimś czasie przebiegło mi przez myśl, że mógł nie zdążyć niebezpiecznie blisko zbliżyć się do samochodu lub nie wsiąść do niego, a wybuch odrzucił jego nieprzytomne ciało gdzieś niedaleko. Biegałam w tę i z powrotem, rozglądając się i modląc się, by ta myśl była prawdą. Po kilku minutach poszukiwań zrozumiałam, że musiał wsiąść do samochodu, a teraz… nie żyje.

Ponownie upadłam na kolana, schowałam twarz w dłonie. Kiwałam się w przód i w tył. Zaczęłam rozpaczliwie płakać. Jedyne czego chciałam to fakt, by był to jakiś chory sen, a gdy się obudzę Olly znów będzie przy mnie. Niestety za nic nie chciał się skończyć i zaczęłam rozumieć, że to po prostu jakaś niewiarygodna rzeczywistość z wydarzeniem wyrwanym wprost z filmu akcji. Nie wiedziałam co zrobić. Nie było szans, bym uratowała brata..

Mieszkaliśmy na odludziu, nikogo nie było w promieniu trzech kilometrów. Mi to zawsze pasowało. Do teraz.

Kilkakrotnie byłam świadkiem dramatycznych wydarzeń: strzelanin, wybuchów, śmierci ludzi. Nigdy jednak nie brał w tym udziału mój brat. Teraz był ofiarą.

Dotarło do mnie, że ja również mogę mieć kłopoty i ktoś mógł w tej sekundzie zastanawia się, czy strzelić mi kulkę w łeb. Spanikowałam i pobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi i chodziłam nerwowo po holu. Nagle przed oczyma pojawiła się scenka sprzed jakiegoś czasu.


-Posłuchaj mnie uważnie, – zaczął Olly. – gdybym kiedykolwiek nie odbierał, a martwiłabyś się lub gdyby mi się coś stało, natychmiast dzwoń pod ten numer. Poproś do telefonu Liama. Powiedz, że jesteś moją siostrą i przedstaw swoje obawy. On Ci pomoże. Mu i reszcie chłopaków możesz ufać.– tłumaczył wolno i wyraźnie niczym dziecku.-Coś Ci grozi? Coś się dzieje? – zamartwiłam się.
-Po prostu wpadłem w drobne kłopoty..
-Ale co… - usiłowałam mu przerwać.
-..ale to nic, z czym nie miałbym wcześniej do czynienia. Nie zadawaj pytań. Im mniej wiesz, tym dla Ciebie lepiej. Nie martw się i nie bądź zła, że nie chcę Ci powiedzieć. Po prostu tak jest na razie lepiej. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, wyjaśnię Ci wszystko. Tymczasem strzeż tej karteczki i pamiętaj…
-Pamiętam, Olly. Ta karteczka jest bardzo ważna, będę o niej pamiętać, ale nigdy nie zadzwonię, bo nigdy nic Ci się nie stanie. – dokończyłam. Zamartwiałam się o niego, lecz chciałam mu okazać wsparcie i wiarę, że z tego wybrnie.



Pokręciłam głową i kilkakrotnie zamrugałam oczyma. Szybko podeszłam do szafki, na której stał telefon domowy, wyciągnęłam szufladę i wysypałam jej zawartość na podłogę. Szukałam małej karteczki z numerem i imieniem chłopaka, który mógłby coś zrobić. Nie chciałam dzwonić na policję, bo skoro Olly mógł mieć kłopoty z prawem, to nie pomogłoby. Dziękowałam sobie w duchu, że za dnia potrafiłam wdziewać kamienną maskę, chować wszelkie uczucia i myśleć racjonalnie. Nie chciałam myśleć, co będzie w nocy… Tymczasem natknęłam się na owy skrawek papieru. Wzięłam telefon i drżącymi rękoma wpisałam ciąg cyfr. Po trzech sygnałach w słuchawce usłyszałam męski głos, na dźwięk którego po moich plecach przeszły ciarki.
-Słucham? – odezwał się.
-L…Liam? – zapytałam niepewnie. Cała drżałam.
-Tak. O co chodzi? – dopytywał się.
-Ja.. ja jestem siostrą Olly’ego.. – zaczęłam z łzami w oczach.
-Coś nie tak? Nie odbiera telefonu? – usłyszałam w jego głosie zaniepokojenie.
-Nie o to chodzi.. bo on.. bo kilka minut temu.. wybuchnął samochód pod naszym domem.. i.. – jąkałam się, próbując uspokoić głos i zatrzymać łzy.
-Jest ranny? Ty jesteś ranna? Mów do cholery! – wrzasnął na mnie.
-On nie żyje! – wydarłam się do słuchawki z całym roztargnieniem, rozpaczą i paniką, jaką miałam w sobie. – Rozumiesz?! On był w środku! On nie żyje! Co ja mam zrobić?! Dzwonić na policję?! – potok akcentowanych słów wydobywał się z moich ust.
-Nigdzie nie dzwoń. Słuchaj mnie uważnie, bo nie ma czasu. – jego głos był spokojny, ale niebywale poważny. Skupiłam się, jak tylko mogłam, by usłyszeć co mówi, co było niebywale trudne, bo cały czas byłam roztrzęsiona. – Pakuj najpotrzebniejsze rzeczy. To co Ci niezbędne. Szybko. Za dziesięć minut jesteśmy. Nie zbliżaj się do okien. Czekaj na nas u siebie w pokoju. Kiedy będziemy na miejscu zatrąbię trzy razy, i po Ciebie pobiegnę, a Ty masz szybko znaleźć się w holu, rozumiesz?
-Mhm.. Tak. – przytaknęłam.
-Już jedziemy. – poinformował i rozłączył się.

Rzuciłam telefon i pobiegłam na górę. „Pakować to, co niezbędne. Pakować to, co niezbędne.” – powtarzałam sobie. Wyciągnęłam walizkę i podbiegłam do szafki, gdzie były moje dokumenty. Wyciągnęłam szufladę i przechyliłam, a zawartość znalazła się w walizce. „Nie ważne, że pogniecione. Ważne, że będą” – podpowiadał mi wewnętrzny głos. Następnie zaczęłam pakować ciuchy. Zapełniłam jedną walizkę i wzięłam drugą. Zabrałam dosłownie kilka rzeczy. Podbiegłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego kuferek z moimi oszczędnościami. Upchnęłam go w torbie na ramię, którą również postanowiłam wziąć. Resztę torby wypełniłam ramkami ze zdjęciami, które postawione były na komodzie. Zastanawiałam się, co jeszcze powinnam wziąć, ale usłyszałam trzykrotne trąbienie, zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam walizki i prawie spadłam z nimi ze schodów. Drzwi wejściowe prawie wyleciały z zawiasami, gdy w nich pojawiło się dwóch chłopaków. Szatyn z niebieskimi oczyma i lekkim zarostem oraz wyższy od niego brunet z kręconymi włosami i okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Jestem Lou, a to Harry. Liam, z którym rozmawiałaś, czeka w samochodzie. – odezwał się szatyn.
-Wiem, że się boisz. My również. – dodał brunet.

Lou wziął ode mnie obie walizki, a Harry wziął mnie za rękę i powiedział, bym szła za nim. Widziałam ich raz w życiu, dość szczegółowo ich zapamiętując, więc postanowiłam iść.

-Teren czysty. – przybiegł z boku domu chłopak o kruczoczarnych włosach, które były postawione ku górze. Wtedy loczek zaprowadził mnie do samochodu. Lou podał jakiemuś blondynowi walizki, które ten wpakował do bagażnika.

-Witaj, Veronico. – przywitał mnie z uśmiechem kierowca vana. Rozpoznałam jego głos. To ten chłopak, z którym rozmawiałam przez telefon.
-Witaj, Liam. – odpowiedziałam i wysiliłam się na uśmiech, który wyglądał raczej na grymas.
-Pewnie przeraziłaś się tym tempem, ale tutaj już nie jest bezpiecznie. – powiedział blondyn, ten od walizek, po czym usiadł obok mnie.
-Ale z nami nic Ci nie grozi. Twój brat nam ufał. Ty również powinnaś. – zapewnił z uśmiechem Louis.
-Ufam. – odrzekłam niepewnie. –Wiem, że jesteście.. byliście przyjaciółmi Olly’ego. Kiedyś już Was widziałam. – dodałam.
-Faktycznie. Jestem Niall. – przedstawił się blondyn. – Liama, Louisa i Harry’ego już znasz, a to Zayn. – wskazał na bruneta, który kilka chwil wcześniej poinformował o ‘czystym terenie’. Zayn kiwnął głową i zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem. Poczułam, że mam gęsią skórkę. Wydawał się nieprzyjazny.

Gdy odjeżdżaliśmy, spojrzałam na wrak samochodu. 'Przepraszam, jeśli robię źle, nie tak jak chciałeś. 
Nie będę się z Tobą żegnać. Wiem, że zawsze będziesz przy mnie. Zrobię coś, by uczcić pamięć o Tobie. Kocham Cię, Olly.' - rzekłam w mojej głowie do brata.

*

Weszłam do pomieszczenia, które miało być moim pokojem. Miałam się rozgościć i zaraz do nich wrócić, byśmy porozmawiali. Nie miałam na to ochoty, ale cóż..

Wydawali się nawet ok. Miałam obawy, by im nie ufać, ale niegdyś widziałam ich z moim bratem, później Olly kazał mi się z nimi skontaktować, gdy mu się coś stanie. Skoro on powierzyłby im moje życie i bezpieczeństwo, to ja również musiałam. To on zawsze czuwał, by nic mi się nie stało. Pod powiekami znów zaczęły zbierać mi się łzy i wydawało mi się, że nie do końca zaakceptowałam to, co dziś się wydarzyło. To jeszcze do mnie nie dotarło. Wolałam zakończyć rozmowę z tamtą piątką czekającą na mnie na dole, zanim to do mnie dotrze i nie wytrzymam..

Prawie bezszelestnie zeszłam ze schodów i usłyszałam ‘głośną’ rozmowę chłopaków. Podeszłam do drzwi, z których dochodziły dźwięki.

-Musimy się nią zająć! Obiecaliśmy Olly’emu! – krzyknął zapewne Liam. Jego głos tak utknął mi w pamięci, że już go zapamiętałam.
-Ale zrozum co teraz?! Zabili Olly’ego! Straciliśmy przyjaciela! – wrzasnął któryś z żalem.
-Wiem, cholera. Nasi ludzie pojechali zobaczyć szczątki samochodu.. – powiedział Niall. Jego głos również już potrafiłam rozpoznać.
-A co zrobimy z młodą? – zapytał właściciel głosu z chrypką.
-Musimy się nią zająć. Mogą po nią wrócić. Chyba już wiedzą, że zamiast niej zabili Olly’ego. – rzekł Liam.
-Jak? Przecież to był jej samochód, nie jego. Ciało zostało rozerwane na strzępy. Jak będą mogli poznać, czy zginął facet, czy dziewczyna. – stwierdził ktoś delikatnym głosem.
-Jeśli nie wiedzą, że to on zginął, to będą chcieli skontaktować się z nim, by dowiedzieć się, jak bardzo zabolała jej strata i będą czekać, aż wypowie im wojnę. – powiedział któryś z nich. Byłam zbyt skupiona na analizie słów, by skupić się na głosie tego, który to wypowiedział.

Wcześniej nie miałam czasu na jakiekolwiek przemyślenia. Nie myślałam "jakim cudem?", "dlaczego?". Wiedziałam, że miał kłopoty. Nie wiedziałam, że zginie. Działałam w wyniku szoku, a teraz przyczyny i wszystko inne zaczęło do mnie docierać.

-To ja miałam zginąć? Nie Olly? – weszłam do pomieszczenia, wyraźnie zadziwiając ich, że słyszałam ich rozmowę. –Powiedzcie mi.. Gdyby Olly nie wsiadł do mojego samochodu, tylko ja…on nadal by żył? Jak mogłam wcześniej nie dojść do tego wniosku?! – pisnęłam rozczarowana sobą i zaczęłam płakać, wściekła na wydarzenia dzisiejszego dnia... a przede wszystkim na siebie.