Usłyszałam głośny huk, a następnie dźwięk tłuczonych szyb. Instynktownie postanowiłam doznać bliskiego kontaktu z podłogą, przy której, w pewnym sensie, mogłam być bezpieczniejsza. Sparaliżowana leżałam na panelach z twarzą schowaną w dłoniach. Gdy cały szok minął po kilku sekundach, podniosłam wzrok i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie szkła. Dużo szkieł. Leżałam wśród drobin rozbitych szyb. Na rękach i ramionach dostrzegałam liczne drobne rany. Postanowiłam się podnieść i stanęłam na chwiejących się nogach. Podeszłam do ram okna i dostrzegłam płonący wrak samochodu. Ogłuszona z nieznośnym szumem u uszach, podążyłam do holu i wybiegłam na werandę. Coś, co od kilku dni było moim nowym samochodem, który dostałam jako prezent urodzinowy, płonęło, a wokół w promieniu wielu metrów leżały jego szczątki. Upadłam na kolana, zaczęłam krzyczeć i rozpaczliwie płakać. Przyczyną huku był wybuchający samochód, wewnątrz którego był mój brat.
Rozpacz przesłoniła moje racjonalne myślenie. Nie wiedziałam co robić. Pięćdziesiąt metrów ode mnie znajdował się pojazd, w którym mój brat, jedyna bliska mi osoba, został rozszarpany na strzępy. Zaczęłam panikować. Po jakimś czasie przebiegło mi przez myśl, że mógł nie zdążyć niebezpiecznie blisko zbliżyć się do samochodu lub nie wsiąść do niego, a wybuch odrzucił jego nieprzytomne ciało gdzieś niedaleko. Biegałam w tę i z powrotem, rozglądając się i modląc się, by ta myśl była prawdą. Po kilku minutach poszukiwań zrozumiałam, że musiał wsiąść do samochodu, a teraz… nie żyje.
Ponownie upadłam na kolana, schowałam twarz w dłonie. Kiwałam się w przód i w tył. Zaczęłam rozpaczliwie płakać. Jedyne czego chciałam to fakt, by był to jakiś chory sen, a gdy się obudzę Olly znów będzie przy mnie. Niestety za nic nie chciał się skończyć i zaczęłam rozumieć, że to po prostu jakaś niewiarygodna rzeczywistość z wydarzeniem wyrwanym wprost z filmu akcji. Nie wiedziałam co zrobić. Nie było szans, bym uratowała brata..
Mieszkaliśmy na odludziu, nikogo nie było w promieniu trzech kilometrów. Mi to zawsze pasowało. Do teraz.
Kilkakrotnie byłam świadkiem dramatycznych wydarzeń: strzelanin, wybuchów, śmierci ludzi. Nigdy jednak nie brał w tym udziału mój brat. Teraz był ofiarą.
Dotarło do mnie, że ja również mogę mieć kłopoty i ktoś mógł w tej sekundzie zastanawia się, czy strzelić mi kulkę w łeb. Spanikowałam i pobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi i chodziłam nerwowo po holu. Nagle przed oczyma pojawiła się scenka sprzed jakiegoś czasu.
-Posłuchaj mnie uważnie, – zaczął Olly. – gdybym kiedykolwiek nie odbierał, a martwiłabyś się lub gdyby mi się coś stało, natychmiast dzwoń pod ten numer. Poproś do telefonu Liama. Powiedz, że jesteś moją siostrą i przedstaw swoje obawy. On Ci pomoże. Mu i reszcie chłopaków możesz ufać.– tłumaczył wolno i wyraźnie niczym dziecku.-Coś Ci grozi? Coś się dzieje? – zamartwiłam się.
-Po prostu wpadłem w drobne kłopoty..
-Ale co… - usiłowałam mu przerwać.
-..ale to nic, z czym nie miałbym wcześniej do czynienia. Nie zadawaj pytań. Im mniej wiesz, tym dla Ciebie lepiej. Nie martw się i nie bądź zła, że nie chcę Ci powiedzieć. Po prostu tak jest na razie lepiej. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, wyjaśnię Ci wszystko. Tymczasem strzeż tej karteczki i pamiętaj…
-Pamiętam, Olly. Ta karteczka jest bardzo ważna, będę o niej pamiętać, ale nigdy nie zadzwonię, bo nigdy nic Ci się nie stanie. – dokończyłam. Zamartwiałam się o niego, lecz chciałam mu okazać wsparcie i wiarę, że z tego wybrnie.
Pokręciłam głową i kilkakrotnie zamrugałam oczyma. Szybko podeszłam do szafki, na której stał telefon domowy, wyciągnęłam szufladę i wysypałam jej zawartość na podłogę. Szukałam małej karteczki z numerem i imieniem chłopaka, który mógłby coś zrobić. Nie chciałam dzwonić na policję, bo skoro Olly mógł mieć kłopoty z prawem, to nie pomogłoby. Dziękowałam sobie w duchu, że za dnia potrafiłam wdziewać kamienną maskę, chować wszelkie uczucia i myśleć racjonalnie. Nie chciałam myśleć, co będzie w nocy… Tymczasem natknęłam się na owy skrawek papieru. Wzięłam telefon i drżącymi rękoma wpisałam ciąg cyfr. Po trzech sygnałach w słuchawce usłyszałam męski głos, na dźwięk którego po moich plecach przeszły ciarki.
-Słucham? – odezwał się.
-L…Liam? – zapytałam niepewnie. Cała drżałam.
-Tak. O co chodzi? – dopytywał się.
-Ja.. ja jestem siostrą Olly’ego.. – zaczęłam z łzami w oczach.
-Coś nie tak? Nie odbiera telefonu? – usłyszałam w jego głosie zaniepokojenie.
-Nie o to chodzi.. bo on.. bo kilka minut temu.. wybuchnął samochód pod naszym domem.. i.. – jąkałam się, próbując uspokoić głos i zatrzymać łzy.
-Jest ranny? Ty jesteś ranna? Mów do cholery! – wrzasnął na mnie.
-On nie żyje! – wydarłam się do słuchawki z całym roztargnieniem, rozpaczą i paniką, jaką miałam w sobie. – Rozumiesz?! On był w środku! On nie żyje! Co ja mam zrobić?! Dzwonić na policję?! – potok akcentowanych słów wydobywał się z moich ust.
-Nigdzie nie dzwoń. Słuchaj mnie uważnie, bo nie ma czasu. – jego głos był spokojny, ale niebywale poważny. Skupiłam się, jak tylko mogłam, by usłyszeć co mówi, co było niebywale trudne, bo cały czas byłam roztrzęsiona. – Pakuj najpotrzebniejsze rzeczy. To co Ci niezbędne. Szybko. Za dziesięć minut jesteśmy. Nie zbliżaj się do okien. Czekaj na nas u siebie w pokoju. Kiedy będziemy na miejscu zatrąbię trzy razy, i po Ciebie pobiegnę, a Ty masz szybko znaleźć się w holu, rozumiesz?
-Mhm.. Tak. – przytaknęłam.
-Już jedziemy. – poinformował i rozłączył się.
Rzuciłam telefon i pobiegłam na górę. „Pakować to, co niezbędne. Pakować to, co niezbędne.” – powtarzałam sobie. Wyciągnęłam walizkę i podbiegłam do szafki, gdzie były moje dokumenty. Wyciągnęłam szufladę i przechyliłam, a zawartość znalazła się w walizce. „Nie ważne, że pogniecione. Ważne, że będą” – podpowiadał mi wewnętrzny głos. Następnie zaczęłam pakować ciuchy. Zapełniłam jedną walizkę i wzięłam drugą. Zabrałam dosłownie kilka rzeczy. Podbiegłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego kuferek z moimi oszczędnościami. Upchnęłam go w torbie na ramię, którą również postanowiłam wziąć. Resztę torby wypełniłam ramkami ze zdjęciami, które postawione były na komodzie. Zastanawiałam się, co jeszcze powinnam wziąć, ale usłyszałam trzykrotne trąbienie, zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam walizki i prawie spadłam z nimi ze schodów. Drzwi wejściowe prawie wyleciały z zawiasami, gdy w nich pojawiło się dwóch chłopaków. Szatyn z niebieskimi oczyma i lekkim zarostem oraz wyższy od niego brunet z kręconymi włosami i okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Jestem Lou, a to Harry. Liam, z którym rozmawiałaś, czeka w samochodzie. – odezwał się szatyn.
-Wiem, że się boisz. My również. – dodał brunet.
Lou wziął ode mnie obie walizki, a Harry wziął mnie za rękę i powiedział, bym szła za nim. Widziałam ich raz w życiu, dość szczegółowo ich zapamiętując, więc postanowiłam iść.
-Teren czysty. – przybiegł z boku domu chłopak o kruczoczarnych włosach, które były postawione ku górze. Wtedy loczek zaprowadził mnie do samochodu. Lou podał jakiemuś blondynowi walizki, które ten wpakował do bagażnika.
-Witaj, Veronico. – przywitał mnie z uśmiechem kierowca vana. Rozpoznałam jego głos. To ten chłopak, z którym rozmawiałam przez telefon.
-Witaj, Liam. – odpowiedziałam i wysiliłam się na uśmiech, który wyglądał raczej na grymas.
-Pewnie przeraziłaś się tym tempem, ale tutaj już nie jest bezpiecznie. – powiedział blondyn, ten od walizek, po czym usiadł obok mnie.
-Ale z nami nic Ci nie grozi. Twój brat nam ufał. Ty również powinnaś. – zapewnił z uśmiechem Louis.
-Ufam. – odrzekłam niepewnie. –Wiem, że jesteście.. byliście przyjaciółmi Olly’ego. Kiedyś już Was widziałam. – dodałam.
-Faktycznie. Jestem Niall. – przedstawił się blondyn. – Liama, Louisa i Harry’ego już znasz, a to Zayn. – wskazał na bruneta, który kilka chwil wcześniej poinformował o ‘czystym terenie’. Zayn kiwnął głową i zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem. Poczułam, że mam gęsią skórkę. Wydawał się nieprzyjazny.
Dotarło do mnie, że ja również mogę mieć kłopoty i ktoś mógł w tej sekundzie zastanawia się, czy strzelić mi kulkę w łeb. Spanikowałam i pobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi i chodziłam nerwowo po holu. Nagle przed oczyma pojawiła się scenka sprzed jakiegoś czasu.
-Posłuchaj mnie uważnie, – zaczął Olly. – gdybym kiedykolwiek nie odbierał, a martwiłabyś się lub gdyby mi się coś stało, natychmiast dzwoń pod ten numer. Poproś do telefonu Liama. Powiedz, że jesteś moją siostrą i przedstaw swoje obawy. On Ci pomoże. Mu i reszcie chłopaków możesz ufać.– tłumaczył wolno i wyraźnie niczym dziecku.-Coś Ci grozi? Coś się dzieje? – zamartwiłam się.
-Po prostu wpadłem w drobne kłopoty..
-Ale co… - usiłowałam mu przerwać.
-..ale to nic, z czym nie miałbym wcześniej do czynienia. Nie zadawaj pytań. Im mniej wiesz, tym dla Ciebie lepiej. Nie martw się i nie bądź zła, że nie chcę Ci powiedzieć. Po prostu tak jest na razie lepiej. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, wyjaśnię Ci wszystko. Tymczasem strzeż tej karteczki i pamiętaj…
-Pamiętam, Olly. Ta karteczka jest bardzo ważna, będę o niej pamiętać, ale nigdy nie zadzwonię, bo nigdy nic Ci się nie stanie. – dokończyłam. Zamartwiałam się o niego, lecz chciałam mu okazać wsparcie i wiarę, że z tego wybrnie.
Pokręciłam głową i kilkakrotnie zamrugałam oczyma. Szybko podeszłam do szafki, na której stał telefon domowy, wyciągnęłam szufladę i wysypałam jej zawartość na podłogę. Szukałam małej karteczki z numerem i imieniem chłopaka, który mógłby coś zrobić. Nie chciałam dzwonić na policję, bo skoro Olly mógł mieć kłopoty z prawem, to nie pomogłoby. Dziękowałam sobie w duchu, że za dnia potrafiłam wdziewać kamienną maskę, chować wszelkie uczucia i myśleć racjonalnie. Nie chciałam myśleć, co będzie w nocy… Tymczasem natknęłam się na owy skrawek papieru. Wzięłam telefon i drżącymi rękoma wpisałam ciąg cyfr. Po trzech sygnałach w słuchawce usłyszałam męski głos, na dźwięk którego po moich plecach przeszły ciarki.
-Słucham? – odezwał się.
-L…Liam? – zapytałam niepewnie. Cała drżałam.
-Tak. O co chodzi? – dopytywał się.
-Ja.. ja jestem siostrą Olly’ego.. – zaczęłam z łzami w oczach.
-Coś nie tak? Nie odbiera telefonu? – usłyszałam w jego głosie zaniepokojenie.
-Nie o to chodzi.. bo on.. bo kilka minut temu.. wybuchnął samochód pod naszym domem.. i.. – jąkałam się, próbując uspokoić głos i zatrzymać łzy.
-Jest ranny? Ty jesteś ranna? Mów do cholery! – wrzasnął na mnie.
-On nie żyje! – wydarłam się do słuchawki z całym roztargnieniem, rozpaczą i paniką, jaką miałam w sobie. – Rozumiesz?! On był w środku! On nie żyje! Co ja mam zrobić?! Dzwonić na policję?! – potok akcentowanych słów wydobywał się z moich ust.
-Nigdzie nie dzwoń. Słuchaj mnie uważnie, bo nie ma czasu. – jego głos był spokojny, ale niebywale poważny. Skupiłam się, jak tylko mogłam, by usłyszeć co mówi, co było niebywale trudne, bo cały czas byłam roztrzęsiona. – Pakuj najpotrzebniejsze rzeczy. To co Ci niezbędne. Szybko. Za dziesięć minut jesteśmy. Nie zbliżaj się do okien. Czekaj na nas u siebie w pokoju. Kiedy będziemy na miejscu zatrąbię trzy razy, i po Ciebie pobiegnę, a Ty masz szybko znaleźć się w holu, rozumiesz?
-Mhm.. Tak. – przytaknęłam.
-Już jedziemy. – poinformował i rozłączył się.
Rzuciłam telefon i pobiegłam na górę. „Pakować to, co niezbędne. Pakować to, co niezbędne.” – powtarzałam sobie. Wyciągnęłam walizkę i podbiegłam do szafki, gdzie były moje dokumenty. Wyciągnęłam szufladę i przechyliłam, a zawartość znalazła się w walizce. „Nie ważne, że pogniecione. Ważne, że będą” – podpowiadał mi wewnętrzny głos. Następnie zaczęłam pakować ciuchy. Zapełniłam jedną walizkę i wzięłam drugą. Zabrałam dosłownie kilka rzeczy. Podbiegłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego kuferek z moimi oszczędnościami. Upchnęłam go w torbie na ramię, którą również postanowiłam wziąć. Resztę torby wypełniłam ramkami ze zdjęciami, które postawione były na komodzie. Zastanawiałam się, co jeszcze powinnam wziąć, ale usłyszałam trzykrotne trąbienie, zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam walizki i prawie spadłam z nimi ze schodów. Drzwi wejściowe prawie wyleciały z zawiasami, gdy w nich pojawiło się dwóch chłopaków. Szatyn z niebieskimi oczyma i lekkim zarostem oraz wyższy od niego brunet z kręconymi włosami i okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Jestem Lou, a to Harry. Liam, z którym rozmawiałaś, czeka w samochodzie. – odezwał się szatyn.
-Wiem, że się boisz. My również. – dodał brunet.
Lou wziął ode mnie obie walizki, a Harry wziął mnie za rękę i powiedział, bym szła za nim. Widziałam ich raz w życiu, dość szczegółowo ich zapamiętując, więc postanowiłam iść.
-Teren czysty. – przybiegł z boku domu chłopak o kruczoczarnych włosach, które były postawione ku górze. Wtedy loczek zaprowadził mnie do samochodu. Lou podał jakiemuś blondynowi walizki, które ten wpakował do bagażnika.
-Witaj, Veronico. – przywitał mnie z uśmiechem kierowca vana. Rozpoznałam jego głos. To ten chłopak, z którym rozmawiałam przez telefon.
-Witaj, Liam. – odpowiedziałam i wysiliłam się na uśmiech, który wyglądał raczej na grymas.
-Pewnie przeraziłaś się tym tempem, ale tutaj już nie jest bezpiecznie. – powiedział blondyn, ten od walizek, po czym usiadł obok mnie.
-Ale z nami nic Ci nie grozi. Twój brat nam ufał. Ty również powinnaś. – zapewnił z uśmiechem Louis.
-Ufam. – odrzekłam niepewnie. –Wiem, że jesteście.. byliście przyjaciółmi Olly’ego. Kiedyś już Was widziałam. – dodałam.
-Faktycznie. Jestem Niall. – przedstawił się blondyn. – Liama, Louisa i Harry’ego już znasz, a to Zayn. – wskazał na bruneta, który kilka chwil wcześniej poinformował o ‘czystym terenie’. Zayn kiwnął głową i zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem. Poczułam, że mam gęsią skórkę. Wydawał się nieprzyjazny.
Gdy odjeżdżaliśmy, spojrzałam na wrak samochodu. 'Przepraszam, jeśli robię źle, nie tak jak chciałeś.
Nie będę się z Tobą żegnać. Wiem, że zawsze będziesz przy mnie. Zrobię coś, by uczcić pamięć o Tobie. Kocham Cię, Olly.' - rzekłam w mojej głowie do brata.
*
Weszłam do pomieszczenia, które miało być moim pokojem. Miałam się rozgościć i zaraz do nich wrócić, byśmy porozmawiali. Nie miałam na to ochoty, ale cóż..
Wydawali się nawet ok. Miałam obawy, by im nie ufać, ale niegdyś widziałam ich z moim bratem, później Olly kazał mi się z nimi skontaktować, gdy mu się coś stanie. Skoro on powierzyłby im moje życie i bezpieczeństwo, to ja również musiałam. To on zawsze czuwał, by nic mi się nie stało. Pod powiekami znów zaczęły zbierać mi się łzy i wydawało mi się, że nie do końca zaakceptowałam to, co dziś się wydarzyło. To jeszcze do mnie nie dotarło. Wolałam zakończyć rozmowę z tamtą piątką czekającą na mnie na dole, zanim to do mnie dotrze i nie wytrzymam..
Prawie bezszelestnie zeszłam ze schodów i usłyszałam ‘głośną’ rozmowę chłopaków. Podeszłam do drzwi, z których dochodziły dźwięki.
-Musimy się nią zająć! Obiecaliśmy Olly’emu! – krzyknął zapewne Liam. Jego głos tak utknął mi w pamięci, że już go zapamiętałam.
-Ale zrozum co teraz?! Zabili Olly’ego! Straciliśmy przyjaciela! – wrzasnął któryś z żalem.
-Wiem, cholera. Nasi ludzie pojechali zobaczyć szczątki samochodu.. – powiedział Niall. Jego głos również już potrafiłam rozpoznać.
-A co zrobimy z młodą? – zapytał właściciel głosu z chrypką.
-Musimy się nią zająć. Mogą po nią wrócić. Chyba już wiedzą, że zamiast niej zabili Olly’ego. – rzekł Liam.
-Jak? Przecież to był jej samochód, nie jego. Ciało zostało rozerwane na strzępy. Jak będą mogli poznać, czy zginął facet, czy dziewczyna. – stwierdził ktoś delikatnym głosem.
-Jeśli nie wiedzą, że to on zginął, to będą chcieli skontaktować się z nim, by dowiedzieć się, jak bardzo zabolała jej strata i będą czekać, aż wypowie im wojnę. – powiedział któryś z nich. Byłam zbyt skupiona na analizie słów, by skupić się na głosie tego, który to wypowiedział.
Wcześniej nie miałam czasu na jakiekolwiek przemyślenia. Nie myślałam "jakim cudem?", "dlaczego?". Wiedziałam, że miał kłopoty. Nie wiedziałam, że zginie. Działałam w wyniku szoku, a teraz przyczyny i wszystko inne zaczęło do mnie docierać.
-To ja miałam zginąć? Nie Olly? – weszłam do pomieszczenia, wyraźnie zadziwiając ich, że słyszałam ich rozmowę. –Powiedzcie mi.. Gdyby Olly nie wsiadł do mojego samochodu, tylko ja…on nadal by żył? Jak mogłam wcześniej nie dojść do tego wniosku?! – pisnęłam rozczarowana sobą i zaczęłam płakać, wściekła na wydarzenia dzisiejszego dnia... a przede wszystkim na siebie.
-To ja miałam zginąć? Nie Olly? – weszłam do pomieszczenia, wyraźnie zadziwiając ich, że słyszałam ich rozmowę. –Powiedzcie mi.. Gdyby Olly nie wsiadł do mojego samochodu, tylko ja…on nadal by żył? Jak mogłam wcześniej nie dojść do tego wniosku?! – pisnęłam rozczarowana sobą i zaczęłam płakać, wściekła na wydarzenia dzisiejszego dnia... a przede wszystkim na siebie.
Świetne *O* wciągnęło mnie po 1 rozdziale O.o A rzadko się to zdarza! Jestem z bloga Ratters - i zostałas dodana do polecanych :) +Informuj mnie o nowych rozdziałach: @yoibrooksy :D
OdpowiedzUsuńPISZ JUŻ NASTĘPNY KOCHANIE. XO
OdpowiedzUsuń" Teren czysty" hahaha
OdpowiedzUsuńKocham *-*
OdpowiedzUsuńDobry rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się fajnie :D
Uwielbiam sposób, w jaki piszesz. Na pewno będę czytać Twoje opowiadanie, bo jest po prostu świetne. Fabuła niesamowicie oryginalna, NIGDY się z taką nie spotkałam. Powiem też, że bardzo dobrze opisujesz uczucia bohaterki, co jest kolejnym plusem. Wciągnęło mnie od razu. Teraz muszę przeczytać pozostałe trzy rozdziały.
OdpowiedzUsuń@TheIrishsWife x
Zaczyna mnie wciągać ;)Idę czytać dalej :D
OdpowiedzUsuńzapowiada się świetnie
OdpowiedzUsuńŚwietne i....
OdpowiedzUsuńświetne *_*
Czytam dalej <3